bo ani księżna, ani nikt z pań i panien jéj dworu, dwa razy jednéj sukni nie kładli. Stosy ich zawalały całą jednę salę; wyjeżdżając, darowała tę garderobę na szpitale. Sami królewscy furmani, co ją nosili, po kilkaset dukatów podostawali.
Przybyłéj król jegomość chciał dodać paziów swoich, ale ci kaprysy stroili, i jako szlachta, oświadczyli, że królowi tylko w tym obowiązku służyć mogą.
Jeden szambelan de Tylly został jéj dodany, i miał się z tego dobrze. Był to piękny, zręczny i umiejący sobie radzić człowiek. Zwąchawszy, że u księżnéj pani był w łaskach, poczyna jednego razu kwaśną minę stroić, wzdychać i chodzić zasmucony. Księżna poleca panu Klopmann dowiedziéć się o przyczynie frasunku. Targuje się długo z wydaniem swéj tajemnicy de Tylly, nareszcie cedzi przez zęby, że się zadłużył ogromnie, że mu dłużnicy pokoju nie dają, że od nich dnia ani nocy nie ma spokojnéj. Tymczasem umówił się z Hurtigiem, Bessonem i innemi, podawał im kwity na znaczne kwoty, których i dziesiątéj części nie był winien, i oczekując wyrachowanego skutku, chodził udając wielce zafrasowanego.
Księżna, czy jéj wpadł w oko, czy tak z łaski, a z litości robiąc sobie renomę wspaniałości, poleciła nareszcie Klopmannowi zapłacić długi pana de Tylly.
Stało się, jak przewidział, kupcy odebrali pieniądze, oddali je szambelanowi, księżna z uśmiechem wręczyła mu kwity, a dobry humor powrócił. Oprócz tego, otrzymał na odjezdném tabakierę kameryzowaną z portretem księżnéj, pełną dukatów, drugą mniejszą od pani de Solms, i coś tam jeszcze.
Księżna była wcale piękna, i nie bez tego, żeby królowi nie miała się podobać, ale wcześnie to postrzegłszy Gr. wymogła na nim, że całkiem zobojętniał.
Kochał się już w niéj otwarcie książę Kazimierz Sapieha, ale faworytem był niejaki Batowski, który potém do księżnéj za granicę wyruszył. Księżna przez ciąg całego pobytu miała na usługi ekwipaż dworski i szambelana.
Człowiek już nie pamięta, co się naówczas napatrzył, nasłuchał, nażył! Było to życie! Jednego mi żal, to żem medalu z karuzelu nie schował, w pilnéj potrzebie musiałem go dać do schowania żydowi Salomonowi, który mieszkał przy kadeckich koszarach, a tylem go potém i widział.
Opowiem panu jednę historyjkę ciekawą, tylko nie wiem o ile prawdziwą, którą z ust rzeźbiarza jego królewskiéj mości, pana Regulskiego słyszałem, o sławnym podskarbim koronnym, i podkanclerzym Garnyszu.
Żył pod owe czasy w Warszawie stary kanonik, niejaki pan Piotr
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/285
Ta strona została uwierzytelniona.