służbę, byle się jéj pozbyć. Ale z Kasią nie było łatwo, znosiła zimno, co na nią padło, a stała murem.
Gdy się zebrało na łzy, poszła się wypłakać do kątka, potém oczy wymyła zimną wodą i pogodna, spokojna wracała do pokoju i roboty. Rozmaite prześladowania wymyślała młoda macocha, najcięższemi trapiła posługami, łajała, gniewała się, obrażała lada czém, nasadzała ojca na córkę, spodziewając się, że dokuczy jéj tyle, że się w końcu za pierwszego lepszego wyniesie lub uciecze z domu — ale nie dała jéj rady. Kasia przetrwała burze, łajania, prześladowanie, niedostatek i ani myślała się z domu rodzicielskiego wynosić. Zawsze ładna, miała konkurentów jeszcze, ale się wszystkich pozbywała jednakowo:
— Ja nie myślę iść za mąż.
Ojca to w końcu znudziło, bo jak zwykle starzy mężowie ulegał żonie zupełnie, naposiadł się więc, żeby córkę wydać koniecznie.
— Cóż to ty myślisz sobie — zawołał dowiedziawszy się o ostatnim harbuzie — ja nie jestem nieśmiertelny, a co będzie, gdy pozostaniesz na łasce macochy i braci?
— Wówczas pomyślę, jak sobie życie urządzić — odpowiedziało dziewczę.
— Pamiętaj, że grosza nie masz!
— Alboż to ubożsi nie żyją? będę pracować!
Rozgniewawszy się, napiorunowawszy stary Sobieradzki, plunął i dał pokój; Kasia poszła do swojéj izdebki na strychu, bo ją tam aż wypędzono po przybyciu macochy, popłakała, pomodliła się, łzy otarła i poczęła śpiewać.
A macosze te śpiewy dokuczały jak wyrzuty, wolałaby była przekleństwa! Często posyłała służącą, żeby Kasi zakazać piosenki, i naówczas posłuszne dziewczę uśmiechając się milkło.
Sposobu na nią nie było i już wielką konspiracyę rozpoczynała młoda pani ze swoim bratem i siostrą, gdy stary mąż powrócił w nocy zgryziony administracyą, którą mu zagrożono, i uderzony apopleksyą nagle życie zakończył. Wypadek ten najokropniejsze miał dla wszystkich skutki — wiedziano, że majątek cudem się tylko trzymał jeszcze w ręku starego, że go po śmierci natychmiast chwycą wierzyciele, rwał więc kto co mógł jak najśpieszniéj, i nie myśląc o nieboszczyku, który jeszcze nie zastygł, wdowa sobie, synowie sobie pakowali, darli, chwytali, nieśli, zabierali z rozdzierającą serce chciwością.
U łóżka zmarłego nie było nikogo prócz Kasi, która powieki zamknąwszy staremu, dała rabować wszystkim, a zajmowała się pogrzebem. Pozwoliła brać każdemu, co kto chciał, nawet ze
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/293
Ta strona została uwierzytelniona.