Ciężkie téż dni przebywać było potrzeba, nim się cokolwiek byt polepszył, nim nawet praca znalazła; często niewiele było do zjedzenia, a z drogiemi drewkami do pieca bardzo się musiano zaoszczędzać. Ale Kasia umiała przebyć dzień o pieczonym kartoflu z solą, a gdy chłodno było w izbie, kładła chustkę, perswadując sobie, że jéj gorąco szkodzi i tuląc tylko swoję dziecinę, żeby jéj nie było zimno.
Rok jakiś, dwa może potrzeba się było bić z przeciwnościami, ale potém, gdy znowu wieść się zaczęło, poszło jak po maśle. Uczennic było aż do zbytku, dochodzik wystarczający bardzo, a zaoszczędzonym groszem jeszcze się żywiło siostrę...
Niedawnom jeszcze widział pannę Katarzynę idącą do kościoła ze swoją przybraną dziatwą i myślałem, poglądając na nią zdaleka, czy wielu téż jest mężczyzn, coby tak, jak ona radę sobie dać w ciężkiém życiu umieli? I w jakiémże życiu, w jakich losach, osieroceniu, przy tylu upadkach po nadziei, nadziejach daremnych i tylekroć rozerwanym spokoju?
W rok po śmierci żony, mówią, że się o jéj rękę oświadczał pan Jan, któremu w domu było tęskno, ale panna Katarzyna ślicznym mu dygiem podziękowała.
— A na co nam to starym! — odpowiedziała wesoło — ja z moją córeczką dam sobie rady z pomocą bożą, a pan-byś nas dwie wziąć musiał i w dodatku jeszczeby i ludzie gadali, że to stare romanse pomiędzy nami? Pan sobie znajdziesz i młodszą i ładniejszą, a mnie nie o tém myśléć.
I jak chodziła, tak chodzi sobie ze swemi dziewczątkami do kościoła, modli się, jak modliła, pracuje, jak pracowała, powtarzając swoje:
— Jakoś to będzie, z pomocą bożą! Jakoś to będzie!
I jakoś téż to jest.
Około r. 1850.