mi skarby swoje, a były to rzeczywiście cudne i u nas prawie nieznane dzieci Flory, tak bujno na téj podolskiéj niwie, pod niebem naszém wyrosłe, jakby za rodzinnemi ziemią i niebem nie tęskniły. Nieznacznie przechodziliśmy od prześlicznych portulaków, do niewidzianych dalij, do całéj kolekcyi floksów różnego wzrostu, laków wielkich i karłowatych, maków, aster i t. d. i t. d. O każdéj roślince była jakaś historya ciekawa, każdy kwiat miał swoję kronikę, każdy krzew swe dzieje, każda trawka imię, nazwisko i przymioty niedojrzane oku profana.
Chociaż mnie to dosyć bawiło, bo kwiaty lubię, przypiekające wszakże słońce, znużenie podróżne, a i głód potrosze, zwracały oczy moje ku pięknemu domowi, od którego jeszcześmy byli daleko, a rachując grzędy, mimo których przechodzić było potrzeba, i komentarze, jakie wywołać mogły, przewidywałem, że nie staniemy w ganku chyba ku wieczorowi. A że tuż przy drzwiach wchodowych wyglądała oranżerya, i cala ulica pięknych drzew z niéj wyniesionych, niepodobna było, nie zachwyciwszy nocy, tego wszystkiego obejrzéć.
Tymczasem szliśmy noga za nogą, od klombu do klombu, to barwy, to zapach, to kształty podziwiając, a pan domu coraz się jeszcze rozżarzał tą rewią wychowańców i w końcu już mnie pod rękę schwyciwszy, rozśmiał się, wołając:
— Obejdziemy ogród cały!
— Najchętniéj — odpowiedziałem z uśmiechem, myśląc jednak w duchu, że ledwie trzeciego dnia staniemy w domu.
Poszliśmy; a tuż przepyszny klomb lupinusów zaraz nas uwięził. Obejrzeliśmy wszystkie, począwszy od różowych do grandiflorów, musiałem admirować trwałego, który bujał prawda wspaniale, i bylibyśmy zakręcili się w uliczkę, gdyby nie zbiór nieśmiertelników.
Zdziwić się musiałem ich ogromowi, elychrysom najrozmaitszym, gomphrenom, athanasiom, amaranthusom; ale jeszcześmy nie skończyli ich przeglądu, gdy gospodarz ujrzawszy trejbhauz, popędził ze mną ku niemu.
— Tu — zawołał — ujrzysz pan to, czego u nas niéma nigdzie w kraju jeszcze, unikaty! nowe odmiany, rośliny bez ceny! Proszę z sobą! przekonasz się, że nie przesadzam.
Niestety! nie przesadzał wistocie, bo samych kaktusów cała armia we drzwiach nas kolcami najeżonemi spotkała — flagelliformis, tetragonus, hexagonus, cilindricus, stały w porządku, chwaląc się dziwacznością swoich kształtów i poczwarnością stanowiącą podobno całą rośliny téj piękność. Mamillarie, opuntie, gloxinie, hibiscusy, phoenixy, heliotropy, muzy, aloesy, musieliśmy obejść z koń-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.