Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/317

Ta strona została uwierzytelniona.

puszczą do ciebie, komarowi zabrzęczéć nie dadzą. Śpijże a wyrastaj prędzéj, prędzéj, prędzéj. Zobaczysz, miły braciszku, jak mi się dźwigniesz na nóżki, to cię bawić, bawić będę. Jakich kwiateczków narwę tobie, jak cię wozić, jak cię nosić, jak ci ślicznie będę śpiewać! tymczasem cię nauczę wszystkich piosnek... całego, całego świata.
„A jak cię będę całować!! Rano, jeszce trawy się kąpią oblane rosą, słonko wschodzi, oczkiem mruga, brzęczą pszczółki, ptaszki świergocą, perełki w listkach migoczą; — my wsiadamy do wózeczka, starszy braciszek popycha, jedziem szparko i daleko, siedm mil za siódmą rzekę, za siódmą górę i morze, do palaców kryształowych, po ptasie mleko dla ciebie, po śpiewającą wodę, po jabłuszka złote... A tu o nas głowy łamią, mama płacze, ojciec łaje, my wracamy zwiedziwszy cudne światy, z jabłkami, mlekiem i wodą. Babunię odmładzamy, papie wszystkie złoto damy; ptasiém mleczkiem, co szczęście daje, tak się równo podzielimy, że ja będę na ostatku, i mnie go chyba zabraknie.“
Aż nadleciał i brat starszy, kołyskę siostrze odbiera:
„Tybyś sama kołysała, bawiła się i patrzała — puszczaj, i mnie się coś przecież koło braciszka należy. Tyś siostrzyczka, ja brat jego, my mężczyźni! Tyś dzieweczka, tobie siedziéć w okienku za krosnami i poglądać, nam we dwóch latać po świecie! O! jak oba podrośniemy, polecim, gdzie nas oczy, kędy serca nas poniosą! tak daleko, że aż ziemi nam nie stanie! A szerokie ziemie nasze słowiańskie, bo z najwyższéj Karpat góry ani końca ich dopatrzyć, w rok ich orłem nie przelecieć, nie przekochać całe życie, takie wielkie, a tak cudne jakby w bajce... Pojedziemy het! daleko, a powrócim tak wyrośli, tacy wielcy, że nas chyba pozna matka — ojciec skłoni się zdaleka i zapyta pocichu: — co to za piękni rycerze?“
Śpiewając brat rozmarzony, rozkołysał tak kolebką, że aż niania gdy spostrzegła, przestraszona przyleciała, żeby nie zbudził dzieciny — brat z bata klasnął i pojechał w pole; ona tuli zbudzonego i swoję nuci piosenkę:
„Śpij, moje kochanie, tul oczki niebieskie, a nie marszcz mi czółka, a nie krzyw mi ustek... Patrz! sen idzie mimo domu, do ciebie wstąpi w gościnę, czy pijany, czy zdrzemany, ale ledwie nogi wlecze; chwała Bogu usiadł w progu, białą szatą się otulił, coś zanucił, główkę schylił, chce odpocząć w naszéj chacie. Cicho! snu nie odpędzajmy, gość to drogi w całém życiu. Czyją chatę on omija, biada ludziom, biada chacie, bez snu i szczęście nic-potém, i nie najé się człek dolą, schnie, wysycha, ziewa, nudzi się i umiera. I snu nie zakupić złotem, nie wymodlić go