Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/321

Ta strona została uwierzytelniona.
37.  Historya prawdziwa o Janie Dubeltowym.


I.

Był zwyczaj w Wilnie, że w Wielkim Tygodniu odwiedzano tłumnie kościołek księży bonifratrów, w którym piękna amatorska grywała muzyka, i przy nim szpital obłąkanych, w tym dniu, w części przynajmniéj, dla ciekawych otwarty. Płocha ciekawość wiodła tam wielu, i nie pojmowałem nigdy, jak z za drzwi tych z wesołą twarzą wynijść było można. Dla mnie nawet widok śmierci nie był nigdy tak bolesnym i przykrym, jak obraz ostatecznego upadku najdroższych władz, stanowiących człowieka; unikałem go téż ile możności, i choć muzyka niejeden raz zwabiła mnie do kościoła szczupłego, gdzie się ledwie słuchacze chciwi pomieścić mogli, z obawą i przestrachem jakimś dziecinnym zdaleka tylko spoglądałem na drzwi wpółotwarte, wiodące do nieszczęśliwych, oddzielonych niemi od rodziny i świata. Wogólności, zdawało mi się zawsze, że i sposób leczenia, i sposób postępowania z obłąkanemi był zupełnie fałszywy, i raczéj dopomagał rozwinieniu choroby, niżeli ją wstrzymywał. Oddzielenie nieszczęśliwego od ukochanych miejsc i osób, wyrwanie go z łona rodziny, rzucenie na ręce obcych, zimnych i surowych ludzi, za kraty, w mury posępne, wśród twarzy obojętnych, jeśli nie groźnych, nie sąż to środki zabójcze? A są przecie ludzie bez serca, w rodzinach możnych nawet, którzy przez samolubstwo najwystępniejsze, gotowi na pierwszy wykrzyk boleści, żalu i niezrozumiałą myśl jakąś, rzucić w tę przepaść najbliższych sobie... Nie mówmy o nich lepiéj... dreszcz mnie przejmuje, gdy wspomnę, że świat ich szanuje i cnotliwemi nazywa, że potém modlą się w kościele i do Boga, którego w bliźnim odepchnęli, o pomoc i ratunek wzdychają.