muszą, póki jeden na wieki nie zamilknie? Nie rozpoczęliż boju? Bój to śmiertelny, albo ten łotr Kain niewinnego Abla zabije, albo Abel mieczem bożym wypędzi Kaina, albo się zrosną jak bracia Syamczycy i wyrodzi się z nich mieszaniec jakiś, półdyablę weneckie, jak większa część ludzi, bo tzeba ci wiedziéć, że takich najwięcéj po świecie. W głupcach pospolicie i Abel slaby i Kain nie silny; troszeczkę się z sobą na początku pokłócą, potuzują pocichu, potém zawrą przymierze i mieszkają dosyć zgodnie pod jedną powłoką, maleńkie figle sobie płatając. Ale gdy silniejsza natura, gdy Abel ma skrzydła a Kain pałkę; gdy się bitwa między niemi zapali, o! o! to się tęgo tłuką i krew płynie nie żartem i guzów nie mało.. a wyrzutów sobie nie szczędzą... Ot! ot! zdaje ci się, że Abel wypędził łotra Kaina, nie — powraca już do domu, niewiedziéć którędy, zwycięscę wyrzuca i panuje z kolei i ryczy i szaleje... Straszny to dramat wewnętrzny, któremu śmierć dopiéro tamę kładzie, a kim cię zgon pochwyci, Ablem niewinnym, czy Kainem niepoczciwym, tym na wieki zostaniesz u Boga! Ani godziny spokoju, ani chwili spoczynku — cichaczem jeden drugiego podchodzi, niejeden, co się spać Ablem położył, wstał z łóżka zbroczonym Kainem... a świat się dziwi i ludzie sobie głowy darmo łamią, że ten, co wczoraj był barankiem, dziś się wilkiem sroży: — nic prostszego, nic zrozumialszego! cała rzecz, że każdy człowiek jest podwójny.
— Tak — odpowiedziałem biednemu Janowi — jeśli waćpan przez to rozumiesz dwojakie w człowieku skłonności?
— Nie! nie! nie! — gorąco odparł rozprawiający — to nie jest żadna figura: żywa i szczera prawda zasadnicza, homo duplex, bez najmniejszéj wątpliwości, w każdym siedzi biały i czarny, anioł i szatan... alboż nie słyszałeś ich rozmowy? Nieustannie jeden się drugiemu przekomarza: a gdy milczéć musi, to chichocze z kąta. Płaczesz, tamten się śmieje i woła: — a! jest czego, braciszku; śmiejesz się, truje ci wesołość; kochasz, wrzuca ci ododrazę i wątpliwość; tęsknisz i lecisz do niebios, sofistykuje przeciw Bogu i niebiosom... słowem, pokoju niéma, a zawsze ci dwaj ichmościowie naprzekór sobie robić muszą... Jak to być może, żebyś już waćpan w sobie tego nie poczuł, żeś podwójny? Szczęśliwy jesteś, jeśli jeszcze z Kainem nie miałeś do czynienia, ale skrada się, czyha, odezwie pocichu i przyjdzie; zawsze się trzeba miéć na ostrożności. Biada temu, kto się odrazu urodził spokojnym mieszańcem szarym, i nie zna w sobie dwóch ludzi — ten ledwie jest człowiekiem.
— Ja mogę się pochwalić — dodał — że całe życie od dzieciństwa walczyłem i walczę z czerniakiem, ale do téj pory go nie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/325
Ta strona została uwierzytelniona.