Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/329

Ta strona została uwierzytelniona.

I gdy jeden płacze, drugi się śmieje, zrazu zwycięstwo wątpliwe, bo z kolei pierwszy, to ostatni zwycięża.
Postrzegłem się nierychło, że mnie Kain krępować poczynał.
— Czekajno, braciszku — zawołałem — nic jeszcze z tego nie będzie. Począłem walkę na zabój i nie poddałem się łotrowi. Zobaczywszy, żem się silnie wziął do niego, cofnął się na jakiś czas, i tak mnie tém uspokoił, żem był pewien, iż go nie ujrzę więcéj.
Była to chwila, w któréj Antosię moję kochać poczynałem... Tamtemu miłość taka znać nie w smak była, jemu i Antosia, i Jadwisia i Julka, wszystko równie było dobre, co miało dwoje czarnych lub niebieskich oczu, i pierś nabraną tęsknotą i pragnieniem. Ilem razy szedł do Antosi, a trzeba było iść przez wioskę i mimo dworków sąsiedzkich, podkradnie się bywało i sprowadza mnie z drogi, a to do Julki, a to do Justysi, a to do Rózi, i choć serce do tamtéj bije, znajdzie coś we mnie, co do nich pociąga... Trzeba go było widziéć, jaki to był zuch do dziewcząt, jaki dowcipniś, jaki śmiałek, jak mu nigdy słów i odwagi nie zabrakło, ani dwuznaczników i łgarstwa, ani sposobów ujęcia... Zobaczywszy, że to się na złe zanosi i że w brudach utonąć przyjdzie, kupując to groszem, to fałszem, co się sprzedawać nie powinno, dałem mu jakoś w kark i poszedł jak zmyty, a ja przy Antosi zostałem.
Jakoż nam się tak szczęśliwie składało, że ledwieśmy się pokochali, nic do wesela nie stało na przeszkodzie, rodzice go sobie życzyli, myśmy do niego wzdychali, wszystkie warunki odpowiadały żądaniom, i ksiądz pobłogosławił marzeniu przyszłości...

X.

Ksiądz Jacek rozmawiając z Romualdem trochę się był od nas odsunął, ława, na któréj siedzieliśmy, stuknęła, mój rozmówca się poruszył, i znowu twarz jego dziwnie zmieniła i począł się śmiać szydersko.
— Czasem to na mnie napadają te śmieszne jakieś czułostki i łzawe usposobienia — rzekł żywo — ale to z choroby. Trzeba panu wiedziéć, żem się ożenił najgłupiéj w świecie. Antosia była dobra dziewczyna, ale to proste, ubogie, bez wychowania, a taka w serduszku kobiecina... Kochała pewnie ze dwóch przede mną, a z dziesięciu się jéj po mnie podoba. Historya mojego ożenienia jest historyą nieszczęść moich, zawiązałem niém sobie świat, zakopałem się w dziurze zapadłéj, a ta kobieta zrozumiéć mnie, ani ocenić nie mogła. Byłem człowiekiem wyższych usposobień