Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/332

Ta strona została uwierzytelniona.

stałem przebaczeniem, łzami, miłością. Ale to ciche szczęście, które mi wprzódy wystarczało, dziś było bez smaku, zatrute goryczą przeszłości, a Kain umiał je oplwać i obrzydzić. Ledwiem stąpił na próg domowy, znalazł we wszystkiém, co dla mnie było najświętszém, powody urągowiska i broń przeciwko poprawie; trzymałem się jednak na stanowisku...
— Ale to wszystko bałamuctwo — przerwał nagle prostując się pan Jan — miewam takie chwile fałszywego na świat poglądu i słabości... Proszę pana, nie śmiéj się ze mnie... mówiłem to na próbę... Młody jesteś — dodał uśmiechając się — przyjm dobrą radę ode mnie, strzeż się pracy w życiu, jest to żywioł niszczący; nie bądź dobrym, bo to do niczego nie prowadzi; zrozumiéj tylko egoizm i praktykuj go, a będziesz mógł wyrobić sobie, jeśli nie szczęście, bo tém los i traf rządzi, to przynajmniéj byt znośny.
Ziewnął.
— Tak mnie ta poczciwa żona moja znudziła, żem się aż do klasztoru dla spoczynku wsunął... używam tu dyety moralnéj, wytchnę, nabiorę sił i wrócę używać, póki jeszcze można.

XIII.

Gdy to mówił, Romuald z księdzem Jackiem podeszli ku nam, obejrzał się i zamilkł pan Jan, a po chwili wstał i odszedł chmurny w głąb' sali.
— Co to za osobliwy fenomen? — spytałem bonifratra, który znów częstował mnie tabaką...
— Bardzo biedny człowiek — odparł z litością dozorca — szczerze mi go żal... a niewiele mam nadziei, żeby wyzdrowiał.
— Któżto taki?
— Obywatel z Zawilejskiego, w głowie mu się z jakichś głupich pomieszało miłostek, chciał się rozwodzić, to znowu powracał i przupraszał żonę, wchodził kilka razy do służby i nagle ją porzucał, nie było nigdy ciągu i logiki w jego życiu... a chwilami napadały go nawet niebezpieczne szały gniewu... teraz jest lepiéj nieco. — Kto wie? Bóg łaskaw, jednak wątpię wielce, żeby się nam udało całkowite mu zdrowie przywrócić.
— Ale on całkiem przytomny — przerwałem — jedyném zdaje mi się w nim obłąkaniem, to rozdwojenie dziwaczne, na które choruje.
— Lekarz, który tu do niego przychodzi, robi nam nadzieję, że potrafi dwojaka w nim tego zniszczyć — rzekł ksiądz Jacek — daj to Boże! ja się nie śmiem spodziewać.