dnak jest rzeczą bardzo rzadką; a smutno patrzéć na żywe ruiny, gdy z pałacu lub świątyni przerobi się człek na gorzelnią lub garkuchnią. W twarzy dziecięcia, potrzeba wielkiego badacza, żeby rozpoznać i zgadnąć, co z niéj spełznie na zawsze, a co istotny zaród przyszłości i nasionko rozwinięcia późniejszego stanowi. Zmianą wyrazu tak się przeradzają fizyognomie, że kiedy je z obrazem wyrytym w pamięci porównasz, przestrach cię ogarnia. Nikt podobno przedmiotu tego, który tu tylko z lekka dotykam, nie traktował ex professo, nie mamy do niego innych nad własne doświadczenie materyałów, a szkoda, bo metamorfozy twarzy więcéj są nauczające, niżby się na oko zdawało. Często-by z nich przy porównaniu żywota do lica, wyrosła niejedna prawda moralna.
Przepraszam czytelnika za ten ustęp nienależący do powieści, do którego dodać jeszcze muszę mimochodem ciekawą skazówkę. Mamy dwa bardzo różne portrety Władysława IV, jeden malowany przez Rubensa, gdy był młodém książęciem, drugi sztychowany przez Falcka, w późnym już wieku, po ożenieniu powtórném. Na bok odłożywszy piętno, jakie na nie wkładają dwa odmienne style artystów, chociaż Falck do szkoły rubensowskich sztycharzy się liczy; zapominając o tém, że sztycharz za mało idealizował i może z umyślnym przekąsem zrobił niemal karykaturę (choć portret Heveliusza i Łuk. Opalińskiego przez niego robione dowodzą, że umiał podnieść do wysokiéj potęgi wyraz ducha w ludzkiém obliczu)... co za przeogromna różnica w tych dwóch Władysławach! w tym kawalerze tak rycersko, śmiało i pięknie postawionym, tak arystokratycznego wdzięku, a tą maską rozlaną, ogromną, karykaturalnie śmieszną, schorowanego i w tłuszcz rozlanego sybaryty!... W portrecie Rubensa widzisz istne zarody bohaterstwa, myśli, popędu rycerskiego, tu sapie tylko opasły niedołęga, który bożego daru piękności w duszy i ciele przechować nie umiał. Portret Suyderhoefa stoi w pośrodku i jest jakby szczebel przejścia pomiędzy temi dwoma. Pomimo tych różnic ogromnych, wpatrzywszy się w dwa portrety Władysława, oba w swoim rodzaju zrobione wybornie, dojrzysz w Rubensie Falck'a, a w Falck'u Rubensa; człowiek ten mógł pozostać pierwszym, chociaż w kawalerze i rycerzu znać już roztyłego męża Maryi-Ludwiki. Nie chcę się zapuszczać w dłuższą o tém rozprawę, choć zaprawdę wieleby jeszcze powiedziéć się dało; powracam do mojéj powiastki.
Upłynęło tedy lat dwadzieścia kilka; zapomniałem Draga jak bardzo wiele innych towarzyszów moich, ja sam także zmieniłem się do niepoznania, z czerwonego chłopaka, na bladego i wymęczonego, niepewnych lat człowieka; — gdy, będąc przedostatnią razą w Warszawie, na chodniku wprost nowo-przetwarzającego
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/355
Ta strona została uwierzytelniona.