heroiczne wieki, czytajmy Herodota... spojrzmy na marmur grecki, wnijdźmy na wierzchołek piramidy, zajrzmy sfinksowi w oczy, odkopmy Babilon i Niniwę, wzruszmy gruzy feudalnych zamków, potrząśmy cmentarzyskami, w ich kościach więcéj jest jeszcze ducha, niż krwi w żyłach naszych... Błędne ale potężne popędy ludzkości zawsze wiodą ku czemuś, a choćby nad przepaść wiodły, to z heroiczną pięknością dobrowolnego skoku z tarpejskiéj skały... Wszędzie poezya, miłość, życie, poświęcenie, wszędzie duch potężny, wszędzie pokuszenia szalone, ale ogromne. — Stosy Sardanapalów, bitwy termopilskie, Machabeusze, Dawidy, Salomony, Scewole, Mucyusze, Arystydesy... a choćby Nabuchodonozory... potém Golgota i dwunastu ubożuchnych ludzi, co świat z gruntu przetwarzają jedném słowém... potém Piotr Pustelnik, zapasy z niewiernemi, scholastycyzm, boje... alchemia... reforma, inkwizycya... wszystko to wielkie błędy i wielkie fakta, w których biją pulsa życia... a dziś... drut telegrafu niosący kurs papierów giełdowych, handel, fotografia martwa, fabryki... a za całą poezyą statek parowy wiozący złoto z Kalifornii, kopane przez szaleńców, krwią i potem rozpusty oblane...
Przyznasz mi pan — dodał z głęboką wzgardą — że ludzkość nie może się pochwalić postępem, chyba powie, że się cofnęła, by skoczyć silniéj i daléj, ale skoki nie są chodem, i skoczywszy, najczęściéj się na nos upada... Ilekroć wyrwie się wśród zgrzytania żelaznych zębów machin głos silniejszy wołający nad Jerozolimą — biada! okrywają go śmiechem lub analizują interesem lub zagłuszają hukiem warsztatów, w których jedna połowa ludzi fabrykuje gałgany dla drugiéj. Zakochać się w tém trudno, poezyi i życia trzeba iść szukać u dzikich ludów... zmieszanego z dzikością... niestety!
A kto dziś powie, że tą drogą dochodzi się do nieprzebitéj gołéj ściany, to nieprzyjaciel postępu, zdrajca i przechera, to poziome stworzenie, jak kret, ryjące tylko pod ziemią, w ciemnościach.
Osobliwszy widok przedstawia z drugiej strony przy wygaśnieniu ducha i odebraniu potęgi słowu, spospolitowanie myśli i obrócenie pisma do najobrzydliwszych posług. Jak papuga, która się tylko co paplać nauczyła, krzyczym, czy jest czego, czy nie, powtarzamy, zapisujemy stosy... a ścisnąwszy to... niéma nic... Jedna połowa ludzkości mozoli się nad urządzeniem świata, druga dostarcza jéj teoryi, a wszyscy boleją... Obłąkani zeszliśmy z drogi zupełnie, pod pozorem swobody zostaliśmy niewolnikami błędów wieku. Proste życie jest jeszcze w Ameryce, gdzie się podobno przyszłość nowéj ery gotuje, ale i tu zarażona europejskiém swém
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/359
Ta strona została uwierzytelniona.