Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcesz, żebym prochy wskrzesił i przywiódł je przed ciebie, aby ci mówiły o sobie? Wy patrzycie na złomki życia ze świata, chceszli obejrzéć całość jego, podniesiony ku niebiosom?
I nie czekając odpowiedzi, któréj mu dać nie śmiałem, anioł złożył ręce i począł się modlić ku źródłu światła, które jaśniało nad głowami naszemi, a modlitwa jego widomie jak promień biały wstępowała wysoko, pięła się w górę, aż utonęła w wiekuistéj aureoli zawieszonéj w średzinie światów.
I po chwili na promieniu, który z jasności nazad odstrzelił ku nam, widziałem zstępującą ze smutném obliczem i złożonemi na piersi rękoma, duszę jak śnieg białą. Szła powoli po promieniu ku ziemi, jak wygnanka stęskniona a posłuszna wyższéj woli... i spuściła się ponad chwastem porosłą mogiłą cmentarza... okrytego drzewy i gąszczą.
Było to stare pole spoczynku, na którém już dziś zwłok nie chowano nowych, bo dla nich miejsca między staremi nie było, i rydel grabarza rozbijał się o popróchniałe trumny i niedogniłe kości. Groby okrywały jeden przy drugim całą tę przestrzeń, ostatni wyraz życia kilkunastu pokoleń. Tu i owdzie sterczały jeszcze na nich krzyże, walały się gruzy cegieł, kamienie porozbijane i starte, szczątki drzewa, i zdziczałe, niegdyś pielęgnowane żalem rośliny, ciężko z chwastów wybijające się ku światłości dnia bożego. Ze stu drzew może zasadzonych ręką pobożną, kilka wzrosły w grube konary, niesiane i niesadzone przybiegły z litością okryć od wiatru grobowiska ubogich.
Gdzie-niegdzie na świeższych wzgórzach darnią porosłych, chwast nawet nie miał się czasu rozplenić... stały nagie i odkryte... W rogu tego pola umarłych zapomnianego i opuszczonego przez żywych, wkoło którego obalił się parkan, i furta wiodąca doń upadła, ujrzałem ducha zlatującego na niedawną jeszcze mogiłę i powoli przez warstwę ziemi zbitéj przeciskającego się do jéj wnętrzności. Tam w przepróchniałéj trumience trochę leżało popiołów i kości ściśniętych ziemią i zmartwiałych. Gdy duch wionął na nie, powoli poruszyła się garść prochu i zlekka zarysowała się przed oczyma mojemi postać niewiasty spoczywającéj w trumnie, odzianéj szatą białą, ze złożonemi rękoma i krzyżykiem na piersiach.
Blada i martwa z razu postać ta dźwignęła się, a ziemia rozsunęła się i rozstąpiła, dźwigniona ramieniem ducha, który panuje wszystkiemu... i z otwartego grobowca powoli wysunął się posąg marmurowy niewiasty, która z westchnieniem znużenia siadła na brzegu czarnéj przepaści.
Nie ziemskie to było zjawisko i na licach upiora znać było, że duch, co go ożywiał, niedawno z niebios powrócił. Stopniami