Dziecię klęcząc u nóg matki, spytało:
— Co mi każesz uczynić?
— Widzisz ten zbytek, co nas otacza, ten dostatek, w którym wychowaną zostałaś? To są pokrywy tylko ciężkiéj rzeczywistości, pod niemi leży zimne i straszne ubóstwo, upokorzenie. Wychowane do świata blasku będziecie ubogiemi, jeśli z siebie dlanas nie uczynicie ofiary; dla braci, z któremi dzielić się nie macie czém, dla starości naszéj, która wam chleba powszedniego dostarczyć nie może. Nie pytaj serca, a podaj rękę komu wskażę, Leoniu, spełnij obowiązki życia, jakby cię ku nim wiodła miłość.
Dziewczę zadrżało... a matka mówiła chłodno:
— Nie szczęście, ale krzyż Chrystusów kładnę na ramiona twoje, dając cię dziś temu człowiekowi, ale ty go podźwignąć możesz i siebie zbawić i jego. Nie kochasz go, wiem, ale serce twe wolne.
Twarz Leonii oblała się rumieńcem i spuściła ku ziemi i jak marmur zbladła.
— Nieprawdaż? ty nie kochasz? jabym o tém wiedziała? — surowo dodała matka.
I pierwsze w życiu kłamstwo wstydliwe przeszło usta dziewicze, a stłumiony głos odpowiedział:
— Nie kocham, matko.
Ale ile w nim było boleści i poświęcenia, ile siły w tém kłamstwie! Powoli podniosła oczy dziewczyna i skryć je musiała, tak były łez pełne, a gdy wstała pobłogosławiona przez matkę, drżała jak liść i blada była i łkała w duszy. Krzyż matki, nad głową jéj drżącą ręką skreślony, namaścił ją na ofiarę... i wstała silną i wielką.
∗ ∗
∗ |
Księżyc wschodził na niebie, podnosząc się powoli i bledniejąc w miarę, jak się posuwał ku górze... krwią oblany, rumiany, złocisty, srebrny wreszcie martwiał jak człowiek, co się starzeje. Cisza była w ogrodzie uroczysta, ciemno w ulicach, dwór tylko płonął światłami. W alei przechadzał się z załamanemi rękoma mężczyzna młody i szarpał na sobie odzież, która piersi mu się gnieść zdawała. O nie suknia to, ale boleść je gniotła, a téj odjąć nie mógł, patrzał w okno płonące światłami i płakał, a łzy połykał.
— Wszystko się skończyło — mówił do siebie pocichu — sny, nadzieje, szczęście, młodość, jeden krok, a będę na progu rzeczywistości, w świecie rachuby i ludzi. Ona nie chce mnie, choć ko-