serce rozbolało do śmierci, anioł stróż przynosił sen i marzenia i sypał je z szaty swéj na spoczywającą.
∗ ∗
∗ |
Żadne upokorzenie nie minęło Leonii, towarzysz jéj doli nie oszczędził żadnego, śmiał się, gdy płakała, łajał, gdy była wesołą, wyszydzał, gdy się unosiła, zadawał publicznie kłamstwo jéj szczęściu lub chlubił się miłością, która ją tyle kosztowała. Nielitościwy odgrywał swą rolę kata, jakby się do niéj urodził, nie pożałował nigdy, nie wstrzymał się językiem, rozżerał coraz bardziéj, gdy go oczyma błagała. A wszystko to czynił zimno, dla rozrywki, gdy biedna kobieta konała prawie pod ciężarem boleści, nie mogąc jéj podołać. Ale z ust jéj uśmiech nie schodził i pogoda z czoła... ofiarując Bogu męczarnie, szła daléj nieszczęśliwa... myśl o Adamie i łza cicha krzepiła ją w siły na dalszą wędrówkę. Adama widać nie było... na długo znikł jéj z oczów; nareszcie ukazał się... Nie poznałem go, niestety. Ona była jaśniejszą niż kiedy lilia, on zczerniał i upadł... Z rozkwitłego młodziana stał się pospolitym, spasłym na duchu człowiekiem... Z uśmiechem zadowolenia zbliżył się do niéj i w imię czystéj miłości dziecinnéj, nieczystą gorzał namiętnością. Twarz jéj zbladła, jak marmur, gdy go ujrzała... Sądziłem, że padnie trupem, patrząc na swą ostatnią nadzieję i wiarę zawiedzione tak boleśnie... Człowiek, który był dla niéj ideałem, stał się podobnym temu, z którym żyła, zamiast się podnieść, skarlał i ostygł, był szczęśliwy i życie mu starczyło powszednim chlebem swoim, uśmiechał się nie tęsknotą, ale zadowoleniem...
Napróżno szukała w nim obietnic przeszłości... woń, którą go namaściła młodość, rozwiała się i uciekła, został człowiek wbity w ziemię, pospolity i rad sobie. Wy coście przetorowali marzenie ideału i już je schwytali w ziemskie objęcia, a mniemając zaczerpnąć życia, poczuli w niém trupa chłodnego, wiecie jaka to boleść, gdy serce ukocha to, co kochania niegodne, jak trudno mu się wyrwać z tych kajdan, jak z niéj do politowania i zapomnienia przejść trudno, jaka potém... pustka piekieł zostaje w sercu! Leonia załamała ręce słuchając go i padła zemdlona, nie miała siły zanieść swéj ofiary do stóp krzyża... i po chwili łzów niepohamowanych uklękła dopiéro na modlitwę ofiarną, na błaganie służebne przed ołtarzem.
W sercu pochowała Adama i nad mogiłą jego postawiła krzyż wspomnienia... ideał spoczął na dnie pamiątek młodości... na świecie już go nie było.
∗ ∗
∗ |