nie odkradzione skąpemu oku; gdy broni dziecka od wpływów, coby je w kolebce struć mogły? gdy własną pierś od zgubnego tchu zwątpienia krzyżem osłania? Patrz w górę, jak chór aniołów ulata nad tą niewiastą świętą, i jak każdy krok jéj męczeński jest wielkim widokiem dla górnego świata.
∗ ∗
∗ |
Zdumiałem się życia znaczeniu, które w pospolite ramy ujęte, pięknym, tylko powszednim było dla mnie obrazkiem... znikły z niego barwy pospolite, które nań zlewał cień męża i otaczających ludzi, przeistoczyło się to w wielki wizerunek męczeństwa.
I patrzałem daléj, jak leciały lata, jak mężniała i dojrzewała kobieta z sercem wyschłém od potrzeby kochania, otoczona ludźmi, których umiłować nie mogła. W tém nowa postać zjawiła mi się obok niéj, i zdało mi się, że to był Adam lat młodych. Bratnie z nim miał podobieństwo twarzy, ten sam co on dawniéj uśmiech rozpromieniony marzeniem, też same oczy w widzeniach utopione zaziemskich, to same pragnienie poezyi i miłości.
Widziałem, jak Leonia spotkawszy go, wzdrygnęła się, jakgdyby ujrzała upiora, chciała mu się rzucić na szyję i cofnęła przerażona. On to był i nie on znowu, dojrzalszy, piękniejszy, taki, jakimby był Adam, gdyby dobrowolnie nie upadł. Wzrok biednego ducha witał go, jak wskrzeszonego z mogiły... i była to chwila w życiu niewiasty może jedyna szczęśliwa choć łzawa.
Zbliżyli się, poznali, zgadłem, że się pokochać musieli miłością wielką i świętą — ale było przeznaczeniem jéj w każdéj kropli i godzinie życia napić się żółci, ilekroć pragnęła. Ten człowiek tak pozornie wielki, tak czysty, tak duszą górujący nad innemi, tak sercem młody, był niestety wielkim tylko mistrzem w téj sztuce, która jest utworem człowieka... w kłamstwie słowa i czynu. W świecie bożym nic kłamać nie umie krom jednego człowieka, wiele rzeczy łudzi, wiele istot uwodzi, jeden człowiek kłamie. Nic on nie stworzył krom tego, ale fałsz jego jest dziełem. Zwierzę jest zawsze tém, czém jest, sobą, człowiek sam przebiera siebie, serce, uczynki, słowa swoje w barwy fałszu, on jeden zabija wiarę w to, czém jest, nigdy prawie nie będąc szczerze sobą. Jedni kłamią dobre, drudzy złe, inni stwarzają z siebie nowych ludzi, mało jest takich, co są, jakiemi ich Bóg uczynił. Szczerość i prawda najrzadsze z cnót ludzkich. Człowiek dosztukowuje się i łata do ideału lub własnego o niém pojęcia na szczudłach kłamstwa... ten dorabia sobie serca, drugi duszy, ów męstwa, tamten szlachetności, i jak malują twarze i włosy, tak barwią serca i cha-