i wskazał mi ręką ostatnią scenę tego dramatu, co serce boleścią przejmował...
Był chmurny wieczór jesieni, dwóch ich zimnych aktorów siedziało w pokoju zabijając nudy chorobą, ten porost zgniłych umysłów — rozmową szyderską i śmiechu suchego pełną. Kłamany Adam i drugi mu podobny zwierzali się sobie pustych żywotów swoich, wywlekając, czémby się pochlubić mogli. Czém się chlubią ludzie tacy? nie zwycięstwem nad sobą, nie ofiarami, nie wielkim czynem i myślą potężną, ale maluczkiemi podbojami nieuczciwości, tryumfy nad słabością czyjąś, zdradą i chłodem bezlitośnym.
W téjże chwili, gdy Leonia płakała w swoim kątku myśląc o głębokiéj miłości, jaką czuła i wzbudziła, gdy uniesiona uczuciem litości gotowa dyła na wielką ofiarę dla człowieka, co uwieść tylko ją pragnął, gdy łzy jéj padały na kolebkę, a serce rozerwane pękało między obowiązkiem a miłością, obok — ten, któremu się chciała poświęcić, pocichu szydził z biednéj niewiasty.
— Słuchaj — mówił do przyjaciela — znasz Leonię, prawda, że cudna, jak anioł piękna i święta... otóż co to kobiety... Ja jéj nie kocham, ale rzucony w tę pustynię, chciałem spróbować, jak téż niezwyciężoną jest ta cnota.
— I zwyciężyłeś? — spytał przyjaciel niedowierzająco, lecz szyderkso.
— Nie jeszcze, alem już prawie zwycięsca, zawróciłem jéj głowę, szaleje za mną, wezmę ją, gdy zechcę, wiem, jak do kogo przemawiać, byłem poważny, przejęty, czuły, zrozpaczony; biedne kobiecisko, uwierzyła mi i kocha.
— A ty? — zapytał przyjaciel.
— Ja, bawię się, cóż chcesz, musiałem się czém zająć na téj pustyni... ona tak piękna, ja tak znudzony — sam jeden. Boję się tylko, żeby na seryo tego nie wzięła, ona mi wierzy i może wymagać.
— Ale godziż się to? — przerwał drugi z oburzeniem.
— Pojadę, zapomni, one mają pamięć krótką, im serce czulsze, im boleść zrazu większa, tém późniéj przechodzi.
— Krótko trwa czy długo? znasz-że ty kobiety? kto wie? może jéj strujesz życie całe?
— Śmieszny jesteś — rzekł przyjaciel — alboż nie codzień tak na świecie się dzieje, że się uczucie odegrywa, choć go w sercu niéma.
— Ale jeśli obudzisz prawdziwe?
— Trważ ono? — zapytał pierwszy — trważ ono w sercu kobiety, które chwyta gorąco coraz nowe, opłakuje straty i uśmiecha się zaraz przybywającemu gościowi?...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/384
Ta strona została uwierzytelniona.