Słuchając tych słów, stygłem... ale w téj chwili ujrzałem anioła, który się spuścił ku niéj, rozbudził ją dotknięciem sukni i przywiódł nie myślącą pod drzwi, przez które miała posłyszéć dwóch przyjaciół rozmowę. Ona szła z postanowieniem poświęcenia się temu, którego kochała, z sercem pełném miłości, zapłakana, drżąca i stanęła wryta usłyszawszy szyderstwo z ust, które pocieszać ją miały. W ucho jéj wpadł zrazu dźwięk, którego nie zrozumiała, któremu uwierzyć nie mogła, widziałem ją jak żonę Lotową stojącą posągiem osłupienia... nie miała siły uciekać, stała, słuchała i napawała się goryczą, która z tych ust ukochanych spływała na nią powoli. Śmiech kochanka rozległ się w sercu jéj wzdętém — krzyknęła i upadła.
— Ocalona! — rzekł anioł, i widok ten znikł mi z oczu.
∗ ∗
∗ |
Drżałem, gdy nowy obraz przed nami się odsłonił — męczennica siedziała znowu samotna u kolebki swego dziecka drugiego, modląc się, ale spokojna. Jéj piękność powiększyło cierpienie, podniosła duma zwycięstwa i odwaga bojów codziennych. Obok niéj ujrzałem tylko dzieci i tę istotę, do któréj została przykuta przysięgą zimną, szyderską... W cichéj izdebce spoczywała płacząc, a obok w oświetlonéj sali szumiała zabawa, migały światła, gospodarz domu przyjmował gości jak on szukających rozrywki, nasycenia, odurzenia się. Wzdrygnąłem się na widok zetknięcia tych istot tak różnych, czystéj duszy zbolałéj i odrzutków ciemności, co po kolana w kale ziemi chodzili. Co mogło ich zbliżyć?
Do samotnego pokoju wszedł zarumieniony mąż niewiasty, widać było, że tylko co wstał od stołu, którzy słudzy sprzątali... w salonie kobiety nieczyste gwarzyły, siedząc i leżąc po sofach, obok nich szeptali mężczyźni podpili i weseli... śpiewano, grano, a ta pobiesiadna chwila przypominała rzymską ucztę z czasów cezarów. Kobiety były piękne, uśmiechnione, a smutne, mężczyzni wycieńczeni, a znudzeni, ale wszyscy udawali wesołość, nie mogąc jéj przywołać.
— Czemu nie jesteś z nami? — zapytał mąż surowo.
— Jestem słaba... — rzekła kobieta — a miejsce moje u kolebki dzieci.
— Przy dzieciach niańki — odparł surowo mężczyzna — twoje miejsce, jako gospodyni, z nami, z gośćmi u boku mojego.
— Jestem chora.
— Tak? bo ci moi goście nie mili.
— Szczerze chcesz wiedziéć? tak! oni mi się nie podobają...