się słyszéć, i gdy drzwi się otwarły, ujrzano najprzód wezwanego Mryhuba, za nim sześciu najstarszych ze wsi gospodarzy, którzy stanąwszy w progu, kłaniali się do ziemi dobrodziejowi. Przed nich wystąpił najwymowniejszy z gromady Kalenica, natus orator wioski, i nim pleban miał czas zapytać, co ich sprowadziło, śmiało i jasno w imieniu wsi całéj wyrzekł, że księdzu konia sprzedawać nie pozwolą a Cyrylka biorą sobie na własny koszt.
Można się tego było spodziewać po wychowańcach poczciwego starca, a jednak obojgu księdzostwu łzy zwilżyły oczy, a pleban w milczeniu począł ściskać i Kalenicę i Mryhuba i ile ich tam było.
— Moje dzieci — rzekł po chwili — jakie to dla mnie szczęście ta wasza ofiara, tego ja wypowiedziéć nie potrafię, Bóg widzi! nie żebym był chciwy cudzego, ale żeście mnie nią o sercach swych przekonali, że ziarno nie padło na rolę suchą i skalistą. Ale mogęż ja to przyjąć od was? Wyście sami ubodzy, nie urodziło wam, potrzeby wielkie, środki małe, łatwiéj mnie pozbyć się Grzywiaka, niż wam składać się po groszu na moje dziecko.
Długo tam dosyć walczyli z sobą, ksiądz z jednéj strony, gromada z drugiéj strony, aż wreszcie zapłakany paroch przyjąć musiał ofiarę, i wyściskawszy parafian, odprawił ich błogosławieństwem żegnając w ganku.
Szła za nim księdzowa i dzieciak rozczuleni, a nie zadziwicie się, gdy powiem, że potém całą noc nie spali, bo i szczęście sen odbiera.
Grzywiak w swéj stajence pozostał, a Cyryl pojechał dobrze opatrzony z ojcem i z Kalenicą do szkółki w poblizkiém miasteczku. Dziecku żal było domu, ale go nęciła nauka i dopadłszy źródła, zajadle się z niego począł upajać. Inni czasem zadziwiają talentem i żywością umysłu; ten zdumiewał pracą i wytrwałością cichą, dojrzałością wczesną, zastanowieniem nad lata. Smutno było patrzéć na dziecię nie mające dziecinnych upodobań, nie podzielające zabaw, nie dające się roztrzpiotać i rozweselić, zawsze zadumane, milczące, pokorne i zatopione w rozmyślaniu; ale w tym nadzwyczajnym jego rozsądku nie znać było cierpienia i walki, przychodziło mu to naturalnie, z konieczności, usposobienia i temperamentu.
W téj niższéj szkółce Cyryl więcéj się nauczył od drugich, więcéj z nauczycielami przebywając niż z uczniami, mając przystęp do zapylonéj biblioteki monasteru, do któréj nikt prócz niego nie chodził. Łatwo mu było uzyskać pozwolenie korzystania z niéj, gdyż od lat kilkudziesięciu całkiem jakoś zapomnianą została. Jest to los wszystkich takich zbiorów, które jeden czynny
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/400
Ta strona została uwierzytelniona.