się jego przypomnieniem ożywić, szli wówczas do alkierzyka, i oboje opylali, przekładali, czyścili z pajęczyn stosy książek, które Cyryl tam zostawiał.
Naokoło nich stały pułapki na myszy, aby chciwy ząb ich nie uszkodził skarbu, od pyłu kilimek osłaniał. Ojciec sam tak się przejął miłością ksiąg synowską, że po wsiach i dworkcah żebrał niemal o stare szpargały dla syna, a gdy przybył na wieś Cyryl, zasadzał go potém zacierając ręce i chodząc dokoła, aby tę nową zdobycz ocenił.
Nauki szły Cyrylowi bardzo łatwo; — chociaż mógł był wyprzedzić współuczniów i zdać egzamina do klas wyższych od razu, bo się do nich przysposobił, nie śpieszył wcale, i pracując, a idąc naprzód, nie prześcigał tych, z któremi razem drogę rozpoczął.
Poczciwe to dziecko tak zaprzątnione jedném, zajęte pracą, choć wzbudzało w starszych szacunek, a płochych rozśmieszało powagą, wskazywane było palcami; prześladowali je towarzysze uczonością, bawili się jego zobojętnieniem na wszystko, co nie było książką. Na ogólnych zabawach Cyryl choć się znajdował, tak do nich był niezgrabny, że pociesznie nań spojrzéć było, gdy się do nich brał za wyższym rozkazem.
W dziecku tém nic nie było dziecinnego.
— Na coś to osobliwszego wyrośnie! — mówili nauczyciele.
— Monoman — szeptali drudzy.
— Wątpię, żeby się to wychowało, bo to coś fenomenalnego — powtarzali inni — to nie jest rzecz naturalna w dziecku takie oddanie się książkom i nauce.
Skończywszy szkoły, a nie zebrawszy na chlebie dozorcy nic prócz znacznéj ilości rozmaitych szpargałów, Cyryl powrócił do domu z upartą myślą udania się do uniwersytetu. Ale tu nowe przedstawiały się trudności prawie niepokonane: brak grosza, wielkie oddalenie, podeszły wiek rodziców tęskniących za jedyném dzieckiem.
Cyryl nie obawiał się niedostatku ani walki z biedą, ale mu żal było staruszków opuszczać, którzy go tak ukochali, że miłości swéj niemal zapierali się i taili z nią, aby ona go nie wiązała. Powrócił znowu na parę miesięcy do cichéj plebanii i zamyślił się, czy nie należało mu uczynić ofiary z siebie dla ojca i matki. Gotów był zostać księdzem, by ojca wyręczyć; serce ciągnęło gdzieindziéj, ale obowiązek zdawał się przykuwać.
Rodzice milczeli — paroch owszem namawiał, aby się z wyznaczonéj mu palcem bożym drogi nie zwracał.
— Mój drogi Cyrylku — mówił — są skazówki w życiu pochodzące od Boga, które człowiekowi cel jego wyznaczają i prze-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/402
Ta strona została uwierzytelniona.