szy niepokój Cyryla, postarał się trochę grosza pożyczyć, połowę pola odnajął, i związał węzełek dla jedynaka.
Zapłakali, gdy odchodził, bo nie to już było co o kilka mil, do szkół, świat jakiś obcy, daleki, straszny... a starym przychodziło na myśl, że już może syna nigdy oglądać nie będą. Pieszo wyszedł ze wsi; matka, ojciec, gromada, wszyscy go przeprowadzili do krzyża. Tu po modlitwie cichéj stary księżyna z weselszą twarzą odwrócił się do dziecka.
— Jeśli nie tu, to tam zobaczymy się — rzekł. — Nie potrzeba się daremnie rozłzawiać, łzy na opłakiwanie grzechów naszych zostawmy. Niech cię Bóg błogosławi, synu! nie zapominaj! pisz często! pisz, proszę.
— Pisz — dodała matka — nie zabądź rodzonych twoich... my za tobą tak tęsknić będziemy!
Kalenica czekał z wozem i Cyryl znikł im wkrótce w tumanach kurzu, a gdy powrócili na probostwo — tak było pusto, tak pusto! łzy się cisnęły do oczów.
Na stole otwarta książka, którą syn tam zostawił, pozostała na pamiątkę przykryta serwetą... nie tknęli jéj oboje... choć codzień chodzili do niéj. Był to Nowy Testament, na którego rozłożonéj karcie stały te dziwnie do nieobecnego dające się stosować słowa, których znaczenie ojciec wziął za dobrą wróżbę:
„I o to proszę, aby miłość wasza więcéj a więcéj obfitowała w umiejętności i w wszelakiém zrozumieniu: abyście doświadczyli, co jest pożyteczniejszego, żebyście byli szczeremi i bez obrażenia na dzień Chrystusów“. (Ś. Paweł do Filipensów. r. 1.)
1857.