droga wszędzie, gdzie leciéć chcę, a gawędzić z lada żebrakiem jak ty nie lubię, bywaj zdrów.
To rzekłszy, dudek głową pokręcił i poleciał. Ale gdy już miał odchodzić, niegrzecznością jego oburzony chłopak, coś mu żółtego mignęło przed oczyma i na gałęzi zjawiła się wiewiórka, z orzeszkiem w łapkach. Nie była to wcale pora na orzechy, mocno się więc chłopak zdziwił, skąd ona dostać go mogła.
Obawiając się, aby wiewiórki nie obrazić, a chcąc się koniecznie od niéj sekretu jéj dowiedziéć, chłopiec zdjął czapkę, i począł:
— Jaśnie oświecona wiewiórko!
Ta podniosła główkę, trzymając orzeszek w łapkach, i zaśmiała się wesoło.
— Głupi chłopcze — rzekła — dlaczego ty mnie tak nazywasz?
— A, bo mnie dudek rozumu nauczył — odparł sierota — obraził się, żem go tylko jegomością z początku nazywał, obawiałem się uchybić.
— A czego ty tam chcesz?
— Drogę-m zgubił i nie wiem co z sobą robić? Ale moja dobrodziejko wiewiórko, naucz ty mnie proszę, skąd wzięłaś orzeszek, kiedy one jeszcze niedojrzałe?
— Jeszcze zeszłoroczny — rzekła wiewiórka żywo. — Widzisz, nazbierałam ich dużo w jesieni, schowałam w dziuplę drzewa i teraz po jednym sobie na obiad zajadam. Gdybym była wszystkie, które-m wówczas znieść mogła, pozjadała, a słowo honoru ci daję, były bardzo smaczne, dziś-bym z głodu musiała zdychać. Zróbże i ty tak, gdy sobie czego uzbierasz, zostaw trochę na jutro.
Dobra to bardzo była nauka i sierotka pomyślał, że się jednak dużo od ptaków i stworzeń można nauczyć, gdy się do nich przybliży.
— Ponieważ pani jesteś taka rozumna i przezorna — rzekł — czy nie byłabyś łaskawa trochę mi drogi do miasteczka pokazać?
— Ja nie mogę — odpowiedziała wiewiórka — boby mnie tam ludzie mogli złapać i albo do klatki wsadzić, a kazać wiekuiście nudne kółko obracać, albo-by się połakomili na mój ogon dla złotników i malarzy... ale niedaleko widzę sroczkę, która przywykła latać wszędzie i wywijać się z biedy. Jest to usłużne stworzenie, przytém paplać lubi; ona ci drogę pokaże, a nawet przeprowadzić gotowa, gdy grzecznie poprosisz.
Wistocie, niedaleko siedziała sobie na gałązce sroka i krzyczała deklamując jakiś bałamutny wierszyk, ułożony przeciwko
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/426
Ta strona została uwierzytelniona.