Nierychło mogłem jednak dopytać się u Damiana, że jechał... korzystając z wakacyi, do biblioteki, w któréj pewne studya spodziewał się dokonać.
— A cóż się z historyą dzieje? — podchwyciłem.
— A! z historyą! — rzekł jakby zawstydzony — smutna to ta historya moja... Wystaw sobie jużem był w połowie pracy... alem się w sam czas opatrzył, że się wiele pojęć i warunków zmieniło... Urosły wymagania. Muszę myśléć nad filozoficznym poglądem na epokę, w harmonii będącym z dzisiejszemi wymaganiami nauki... inaczej dzieło będzie trącić zadawniałemi teoryami... I — dodał — historyę teraz inaczéj piszą, więcéj muszę zbadać literaturę, obyczaje, kulturę narodu... to nieodzowne... To, com zrobił, było jakby rysunkiem, kolorytu mu braknie, koloryt zdobyć muszę...
Mówiliśmy o tém długo. Damian westchnął.
— Jest to praca Penelopy. Co dziś się zrobi, jutro przerabiać potrzeba, przeinaczać... wypełniać, wczorajszy trud łamać. To coś jak ten pałac Stanisława Augusta na Ujazdowie, co miliony kosztował, co roku mury w nim łamano, i w końcu król zmuszonym był miastu oddać go na koszary.
Żal mi było biedaka; zawczasu siwiéć poczynał. Pomimo lat straconych, on sam zachował zapał dawny dla swego ideału historyi.
— A! te ofiary — mówił — to nic, bylebym dożył tego, ażebym zobaczył dokończoną pracę moją i taką, taką, jaką ja ją w duszy méj noszę! Pełną, wielką, piękną, cenną dla uczonych, zrozumiałą dla prostaczków, ponętną jak powieść, rozgrzewającą jak poezya... prawdziwą jak karta z życia.
Dwa dni zatrzymałem u siebie profesora, tém w końcu, żem mu wynalazł parę niedrukowanych ustaw Zygmunta Augusta tyczących się zarządu ekonomij i lasów królewskich. Nareszcie pożegnaliśmy się rozrzewnieni, w progu, mówiąc cicho: — kto wié, czy się jeszcze kiedy w życiu spotkamy!
Ale — dobre to przysłowie — góra z górą... wypadła podróż niespodziana na Litwę i znalazłem się znowu jednego wieczora w S... Na myśl mi przyszedł Damian i jego historya. Student szedł ulicą — zapytałem go o profesora. Uśmiechnął się.
— A! pan pyta o profesora Milczka?
— Jakto? dlaczego Milczka?
— Bo my go tu tak nazywamy i wszyscy go tak nazywają...
— Rozumiem — rzekłem, uśmiechając się — profesor Damian mówić nie lubi!
— Tak, i to wielka szkoda — dodał cicho młody chłopak — bo mógłby wiele rzeczy daleko rozumniejszych powiedziéć od tych,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/437
Ta strona została uwierzytelniona.