mu żyd mówił, ale się uśmiechiwał i nie dając po sobie znać, iż o czémś wie, odezwał się tylko:
— Cóżeś to asińdziéj dziadowskiego skarbca się dokopał czy co? Monety te hiszpańskie dziś nie chodzą i są rzadkie a osobliwe.
Podczaszyc ruszył ramionami śmiejąc się.
— A! co za myśl — zawołał — ktoby tam tego szukał! a już osobliwego trzebaby szczęścia, aby zatracone odzyskać.
I śmiał się; wojewoda mu w oczy popatrzał bystro; ten się zarumienił.
— Jakto? nie znalazłeś nic? mów prawdę?
— Anim szukał nawet! — ruszając ramionami odezwał się podczaszyc — w myśli mi to nie postało...
Posądzenie bawić się go zdawało — nie mógł się od śmiechu wstrzymać. Wojewoda go obserwował.. i na tém się skończyło...
Choć się kawaler nie przyznał, utkwiło to w panu wojewodzie.
Trzeciego czy czwartego dnia przyszła Straszowa pod sekretem powiedziéć jegomości, że o odkopaniu skarbu słyszała. Potwierdzająca się wieść jeszcze mocniéj poruszyła starego. Podczaszyca widać nie było, zaczął się coraz rzadziéj pokazywać. Podejrzenie przez to stawało się jeszcze silniejsze. Dowiadując się o nim u Lewego, stary usłyszał, że się do podróży ku stolicy sztyftował.
— Wiesz asińdzka — szepnął do Straszowéj — podczaszyc do Warszawy ucieka.
I chrząknął.
Szeptali z sobą długo.
— Szkoda chłopca — dokończył wojewoda.
— Wielka szkoda — potwierdziła Straszowa. — Czy on tam skarbiec odkopał, czy nie, a doprawdy dla Anielki to-by był mąż, jak lepszego znaléźć trudno.
— Tak, tylko że goły! — dodał wojewoda zamyślony.
— A jeśli skarb odkrył?
— Kat-że go wie, czy to prawda? przyznać się nie chce... Wy, baby — z cicha rzekł wojewoda — lepiéj od nas wyciągać umiecie na słowo, asińdźka-byś go powinna wybadać...
Podjęła się Straszowa, ale po kilku dniach przyznała się przed wojewodą, że nie potrafiła nic z niego wydobyć, że się wypierał mocno... Powiedziała to w taki sposób, iż wojewodę utwierdziła raczéj w przekonaniu o skarbie, niż mu je odjęła... Podczaszyca poproszono na polowanie. Przysiadł się doń dolewając mu starego węgrzyna wojewoda; podchodził, męczył, badał jak na pytkach, ale się chłopak śmiał tylko i zaklinał, że to bajki.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/446
Ta strona została uwierzytelniona.