krywa otwarła. Rzęd był nie w srebro ale w dobre złoto oprawny, przedziwnéj roboty, kamieniami różnemi wysadzany; na łbie końskim rubiny, ogładzone tylko, jak gołębie oniemal jaja siedziały — daléj ametysty i opale i wszelakie kosztowne kamyki. Nad łeb była kita z drobnych brylantów w piór kształcie zrobiona, któréj-by się i przy czapce nie powstydził.
Zapytany podczaszyc, jak tak kosztowną rzecz mógł w ukryciu trzymać, dodał, iż o niéj niemal zapomniał, że to była pamiątka, któréj nie znał i t. p.
Wojewoda wszakże nabrał snać nowego przekonania, iż skarb istotnie odkryć musiał. Już mu teraz tego z głowy wybić nie było podobna.
— Filut chłop — mówił do Straszowéj, — a no to rzecz oczywista.
Ochmistrzyni nie zaprzeczała.
Przez dni kilka podczaszyca nie było, a że się ów rzęd był został w depozycie u wojewody, posłał po niego, aby go sobie zabrał, bo już był oczyszczony. Przybył na rozkazy chłopak, jak zwykle dobréj myśli, wesół i bawiący całe towarzystwo humorem przedziwnym. Wojewoda z nim baraszkując, znowu go na skarb naprowadził.
— Panie wojewodo — odezwał się podczaszyc naciśnięty przez niego — być może, iż wistocie skarb znalazłem, ale nie ten, o którym myślicie i którego się domyślacie.
To mówiąc, westchnął na wojewodziankę spojrzawszy, ale ojciec wejrzenia nie uważał, a słowo pochwycił i znowu miał je, jako chciał. Zamilkł tedy uradowany.
— Widzisz asińdźka — rzekł nazajutrz do Straszowéj — przyznał mi się sam, że znalazł skarb, ino pono nie taki bogaty, jak ludzie sądzą... ale dla chłopca jak on gdyby tylko sto tysięcy czerwonych złotych wszystkiego było — dosyć: zaś tyle najmniéj być musi, sądząc z tego, co ludzie plotą.
Chodził długo po pokoju stary.
— Jak się asińdźce zdaje? — zapytał w końcu ochmistrzyni — czy Anielka ma do niego inklinacyą, bo mi się coś zdawało, jakoby nań nieobojętném patrzała okiem.
Straszowa milczała.
— A gdyby i tak było — rzekła w końcu — na co się to przyda? nie dacie mu jéj, bo goły, a ja w skarb nie wierzę.
Wojewoda się rozśmiał.
— Jak chcesz, mnie rzęd przekonał... Nie trzymaliby go na strychu, gdyby dawniéj mieli... to oczywista rzecz...
— Ale się wypiera uporczywie...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/449
Ta strona została uwierzytelniona.