Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/451

Ta strona została uwierzytelniona.

czeń zięcia, śmiejąc się utrzymywał a był najpewniejszy, że skarb istniał. Że się młodemu małżeństwu przy dobrém gospodarstwie wiodło pomyślnie a zamożność rosła, wszystko to stary przypisywał tajemniczym portugałom.
— Niech go dunder świśnie — mawiał — jaki skryty! Żeby téż przede mną nawet nie chciéć prawdy powiedziéć! Anielka téż zaklina się, że nic nie wié, ale mu słowo dać musiała. Już ich nawet nie męczę o wyznanie, a no co wiem, to wiem!...
W sekrecie czasem przy kieliszku wojewoda przyjaciołom opowiadał różne o tym skarbie historye, jakby go naocznie widział, poniekąd tém tłómacząc, że córkę za niebogatego wydał człowieka. Z czasem powieści pana wojewody, powtarzane ciągle, doszły do takich przysłów, iż się dla obcych prawdopodobnemi stały. On sam potém najświęciéj w nie wierzył i z wiekiem utwierdzał się coraz mocniéj w przekonaniu, że wnuki kiedyś posiądą owe sumy neapolitańskie.
Zacna pani kasztelanowa bracławska, gdy o tém opowiadała, dodając ciągle do imienia ojca: — Panie świeć nad jego duszą — i upłakać się zawsze i uśmiać musiała. W jéj ustach inaczéj to cale wyglądało, niż w zimno powtórzonéj powieści. Starzy nasi przy największéj prostocie słowa, umieli w nie wlać takie życie!...

1873.