Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/452

Ta strona została uwierzytelniona.
46.  Historya cmentarna.


Było to w roku 186., mieszkaliśmy naówczas w małém prowincyonalném miasteczku, pozbawioném wielu życia dogodności i przyjemnostek. Szczególniéj ci, którzy dla zdrowia i rozrywki potrzebowali przechadzki, utyskiwali na zupełny brak ogrodów, w naszych maleńkich przy drewnianych domostwach przylegających ogródeczkach, w których dla oka i woni hodowało się w ciasnym obrębie potrosze kwiecia, — po ciasnych i zarosłych uliczkach, niepodobna się było przechadzać; w ulicach mieliśmy pył i błoto; zaraz za miastem najbrudniejsze w świecie przedmieścia zasiedlone ludnością, z którą w dzień spotykać się było nieprzyjemnie, a pod wieczór niebezpiecznie. Mnóstwo szyneczków, w których grały pozytywki, ściągały tu żołnierstwo i robotników, wyrobnice i najbiedniejszy gmin, który się bawić lubi głośno, a kłócić pięściami. Nie było więc gdzie się przechadzać wcale, a cudne wistocie okolice można było znaleźć dopiéro w takiéj odległości od miasta, że się do nich powozem dostawać i powracać musiano. Jedyném miejscem, które na piękny ogród wyglądało, był cmentarz, ani téż dziw, że wiele osób, pomimo smutnego wrażenia, jakie miejsca podobne rozbudzać muszą, często na cichą przechadzkę w drzew cieniu, udawało się tutaj. Cmentarz, dzieło zmarłego przed laty pięćdziesięciu proboszcza, był wistocie prześlicznym. Położony w rodzaju szerokiego wąwozu, środkiem którego (co się rzadko w podobnych miejscach przytrafia) płynął strumień, na wiosnę i jesienią pełen czystéj wody, szemrzącéj wśród kamieni, otoczony zielono zarosłym starym lasem podszytym wzgórzami, cichy, cienisty, utrzymywany nader starannie, był on najmilszym zakątkiem, gdzie się od upału schronić i bez przeszkody spocząć, czytać, rozmyślać było można. Dla tych, których śmierć nie przeraża i którzy ze wspomnieniami przeszłości obcować lubią, cmentarz był najpiękniejszym ogrodem. Wprawdzie od miasta dochodziły tu głosy wrzawy i życia, lecz to czyniło kontrast spokoju i „walki