Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/458

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! pani — odparł nieszczęśliwy — wiem, że moje postępowanie jest niedorzeczne, ale pokonać się nie mogę.
Głos mu drżał, pani Salomea zdawała się nieco ułagodzoną pokorą i wyznaniem grzechu.
— Dopókiż to trwać będzie! — zawołała. — Gdyby to nie było bolesném, prawdziwie stałoby się śmieszném. Co za zarozumiałość!
— Lecz ja... ja — rzekł Władysław — ja nigdy natrętnym jéj nie jestem. Możnaż mi zabronić téj jedynéj w życiu przyjemności, bym choć patrzał zdaleka?
Mówił jeszcze, gdy pani Salomea przyśpieszyła kroku i uszła mu z oczów. Kto inny byłby zrozpaczywszy wybił sobie z głowy miłość, która może więcéj w głowie niż w sercu mieszkała. Władysław nie zmienił postępowania.
Jednego wieczora gdy tak marzył pod grobowcem księdza kanonika, posłyszał krzyk... porwał się i pobiegł, pani Salomea stała blada nad krzakiem kwiatów, obok niéj wywrócona konewka. Wąż, których było dosyć około strumienia i po trawach, zakradł się w kwiaty i w chwili, gdy się schyliła nad nie, w rękę ją ukąsił. Władysław wpadł przez furtkę i zbliżył się do przerażonéj kobiety, która rękę zranioną trzymała jeszcze podniesioną. W mgnieniu oka pochwycił ją i do rany przyłożywszy usta, wyssał jad. Był to jedyny środek, o którego skuteczności wiedział z tradycyi. Pani Salomea wyrwała mu rękę, gdy już śmiałego tego czynu dokonał, nie troszcząc się wcale o to, czy zranione usta jadu nie przyjmą.
Obmył potém drżącą rękę, milczącéj jeszcze z przestrachu kobiety i rozdarłszy chustkę, zawiązał ją.
— Niech pani wraca do domu i będzie spokojną — rzekł poruszony.
Pani Salomea popatrzała na niego zmieszana i szybko się oddaliła, tak szybko, że zapomniała klucza od zagrody, który, pozostawszy w niéj chwilę, Władysław zabrał z sobą. Chciał zrazu odnieść go jéj do domu, myślał potém zostawić u grabarza, ale w końcu do jutra przy sobie zatrzymał. Rano był na cmentarzu, usta miał nieco spuchnięte, ale nad rankiem mu to odeszło. Około dziesiątéj, pani Salomea ukazała się wedle zwyczaju, Władysław pośpieszył do niéj, aby klucz wręczyć.
— Nic się panu nic stało? — zapytała głosem nieśmiałym.
— A pani?...
— Nic mi nie jest.
Wzięła klucz i szybko poszła ku grobowcowi. Władysław nie był dnia tego natrętnym. Heroiczny czyn, o którym nikomu nie