Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/459

Ta strona została uwierzytelniona.

wspomniał, napełniał go nadzieją, gniew Salomei zdawał się uśmierzonym.
Drugiego dnia wieczorem, dosyć późno spotkali się na drodze, zawiązała się jakaś rozmowa zupełnie obojętna, a że pani Salomea nie sprzeciwiała się temu, odprowadził ją aż do głównéj ulicy, gdzie — nie chcąc jéj kompromitować, pożegnał i opuścił. Stosunek zdawał się zawiązany; pani Salomea oddawała mu zdaleka jego ukłony, czasem przemawiał do niéj słów kilka, był prawie szczęśliwym. Zdało mu się, że powoli zyskawszy pobłażanie, potrafi i serce pozyskać. Nadeszła zima — przechadzki na cmentarz stały się trudniejsze, wszakże wdowa była wspomnieniu męża wierną, kazała śnieg obmiatać, i o ile pora dozwalała, chodziła grób odwiedzać. Władysław gdzieindziéj przechadzek nie odbywał, tylko ku cmentarzowi. Czekał z niecierpliwością wiosny, chociaż widział, iż nawet pewne obowiązki wdzięczności niezbyt go jeszcze do niéj zbliżyły.
Z wiosną wszystko wróciło do dawnego trybu. Władysław nawet nieco postąpił — kilka razy dozwolono mu stanąć wspartemu o żelazne sztachety zdaleka i zawiązać rozmowę. Weszło to we zwyczaj prawie, iż ją witał, a raz czy dwa wyręczył dzieci grabarza i wody przyniósł do podlewania. Nadzieja rosła w jego sercu.
Do czerwca nie zmieniło się nic. Jednego wieczora pani Salomea nie przyszła wedle zwyczaju. Nazajutrz rano nie było jéj znowu, Władysław mocno zaniepokojony, obawiając się, czy nie zachorowała, dotrwał do wieczora na cmentarzu i późno już pobiegł do pana radcy komisyi, który w stosunkach był z nieboszczykiem, mając nadzieję od niego się czego dowiedziéć.
Radca był człowiek już niemłody, kawaler, sceptyk, namiętny miłośnik wista i wieczornéj partyjki. Władysław nie bywał u niego dawno, chociaż w najlepszych z nim niegdyś stosunkach zostawał. Ukazanie się gościa zrobiło ogromne wrażenie.
— Jak się masz, Władziu kochany! — zawołał radca — prawdziwie myślałem już, że się gniewasz na mnie. Siadaj, proszę.
Osób było kilka, właśnie karty do wista rozdawano, gracze, aby czasu nie tracić, siedli zaraz i herbatę roznosić zaczęto. W nadziei, iż się coś dowiedziéć potrafi, przybyły pozostał w towarzystwie, które zajęte grą, mało na niego zwracało uwagi. Poważni ci mężowie nie prześladowali, jak inni, nieszczęśliwego kochanka. Mówiono mało o rzeczach obojętnych. Około jedenastéj zwykle kończyła się gra u pana radcy i starzy kawalerowie, ludzie wogóle regularni, do godzin przywiązani, rozchodzili się.