Wynudziwszy się dobrze z niemi, Władysław, który sam-na-sam chciał się z radcą rozmówić — pozostał nieco.
Gospodarz niespokojnie jakoś na zegar spoglądał — ten wskazywał kwadrans na dwunastą. Gość wziął nareszcie za kapelusz.
— Chciałem kilka słów pomówić z panem radcą.
— Czy w interesie? — spytał gospodarz — troszkę spóźniona pora.
— Nie, właściwie nie jest to żaden interes... prosić miałem o informacyę?
— Cóż to takiego?
Radca zbliżył się, patrząc mu w oczy ciekawie.
— Pan radca był w stosunkach z nieboszczykiem doktorem Zrobkiem?
— Tak, znałem nieboszczyka, zacny był człowiek.
— Zna pan zapewne wdowę po nim?
Radca jakoś dziwnie wydął usta.
— Tak, troszkę...
Przybrał postawę chmurną.
— Osoba bardzo nieszczęśliwa — rzekł Władysław.
Radca na niego popatrzył.
— Hm? — spytał — myślisz, że nieszczęśliwa?
— Tak przywiązaną była do nieboszczyka.
Znowu stary pan radca bystro spojrzał na gościa i odchrząknął.
— Pan zapewne słyszał, z jaką czcią dla pamięci męża?...
— A tak, tak, te komedye cmentarne, wiem, wiem, słyszałem. Ale do czego się to zdało, do czego!
Ruszył ramionami.
— Tak, zamęczyła się nieszczęśliwa kobieta.
Radca śmiać się zaczął.
— Symplicyusz z waćpana — rzekł — czy z Ameryki powracasz, czy nie wiesz nic?
— Ale o czémże miałbym wiedziéć?
Pan Komięga stał osłupiały, popatrzał na zegar.
— Prawda! — rzekł — przypominam sobie, że się z pana naśmiewano, boś podobno jak szalony za nią po cmentarzu się uganiał.
— Byłem i jestem z największą czcią dla pani Salomei.
— Tak, ładna kobiéta... ładna kobiéta — rzekł radca. — Spojrzał w oczy Władysławowi. — Nareszcie wszystko skończone, komedya odegrana szczęśliwie i niéma co mówić o tém... dzisiaj z rana ślub wzięli!
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/460
Ta strona została uwierzytelniona.