Dostało mi się przeżyć te czasy, gdy się do syta było można ludzi napatrzyć, którzy do pospolitych nie byli podobni, a mieli fantazyę, czy złą, czy dobrą, ale swoję. Późniéj już nastała moda pewna, do któréj młodzież z dzieciństwa naginano, aby kubek w kubek jeden do drugiego przystawał, i poczęto miéć to za przyzwoitość największą, gdy kto jak pieniądz z pod stępla wyszedł z edukacyi... podobniusieńki do modnego wzoru. Za naszych czasów, choć z pewnych reguł nikt się nie wyłamywał i one szanował, w innych sprawach miał sobie za obowiązek nie kłamać ani postawą, ani gębą, ani peruką, ani zębami przyprawnemi, ani łagodnością, jeśli jéj nie miał, ani męstwem, jeżeli mu go Pan Bóg nie dał. A już to rzec mogę śmiało, że ludzi osobliwych inne-by może czasy tylu nie okazały, co ostatnie lata rzeczypospolitéj. Niech mi kto okaże takiego pana jak książę nasz, wojewoda Panie Kochanku, jak pan starosta kaniowski, jak Gozdzki, brat przyrodni księżnéj de Nassau, jak Jabłonowski, że innych pominę... bo pomniejszych nie zliczyć. Na małych zagrodach téż było podostatkiem mniejszych takich oryginałów, co na małą skałę i tamtym nie ustępywali. Com się ja ich napatrzył! Ale ktoby tam o chrząszczach pisał, kiedy się o orły ocierał.
O panu staroście kaniowskim chodziło historyj dużo, nie wszystkie prawdziwe, bo na karb takich ludzi kładną często, co im nie należy; ja tylko tu o jednéj awanturze powiem, w któréj kosa trafiła na kamień, jak to pospolicie mówią, i ów kawaler renomowany jaśnie wielmożny wojewodzic Gozdzki... starł się ze starostą kaniowskim. Gozdzkiemu że szczęście we wszystkich jego awanturach służyło dziwnie, bo téż męstwa był nieustraszonego; tak go to uzuchwaliło, że się gotów był porwać na samego dyabła. A miał to do siebie, że gdy słyszał o równym sobie śmiałku, korciło go niezmiernie guza nabić lub napytać. Naturę miał zawżdy niespokojną, a w spoczynku długo trwać nie potrafił.