Gozdzki już naówczas — na pniu sprzedawszy za bezcen przyszły spadek, bodaj po Humieckich — okupił się na Rusi, nabywszy miasteczko Jaryczów. Żył po części tu, czasami we Lwowie, gdzie awantury wyprawiał, bo był krewki z natury, szczególniéj do pięknych kobiet, a o te we Lwowie nigdy nie było trudno i miały, też Bóg raczy wiedziéć czy słusznie, famę, iż hołdów nie odrzucały.
Pan Bazyli Potocki, starosta kaniowski, naówczas się był właśnie, wedle swéj fantazyi kozaczéj, ożenił. Nie znalazłszy panny w magnackim domu, któraby za niego iść chciała, — bo się go wszyscy obawiali, szczególniéj gdy siwuchy się napił, — rzucił okiem na ubogą szlachciankę, córkę ekonoma, który u niego rządził jednym folwarkiem. Biedny Dąbrowski ów miał to sobie za wielkie szczęście, że taki pan zażądał od niego dziecka, a choć dziewczyna z płaczem do nóg mu padała, wypraszając się od szczęścia tego, nic nie pomogło, musiała ślubować panu staroście. Kobieta była dziwnie piękna, skromna, łagodna, a jak się to nieraz zdarza u nas, choć edukacyi wielkiéj nie miała, ledwie czytać i pisać od matki się wyuczywszy, rozumu jéj nie było brak, ani téj szlachetności jakiéjś, którą, niech mówią, co chcą, człowiek z sobą na świat przynosi. Kto jéj nie ma, choćby się złotem obszył cały, będzie na chłopa wyglądał, a komu ją Bóg dał, panem musi być, choć w łachmanach. Panna tedy Dąbrowska do takich wybranych istot należała, co to w zgrzebnéj koszuli do królowych są podobne. Starosta kaniowski raz ją u ojca zoczywszy na folwarku, nie uspokoił się, aż, tentując różnie, do ślubu z nią iść musiał. Poczęło się tedy życie, zrazu znośne, a daléj, przy zalanéj pałce, okrutne i nielitościwe. Bywało, jak powiadano, że ją i kijem skropił i rózgami karał i do kordegardy między kozaków swoich odsyłał za urojone przewinienie. Kobieta była zacna, uczciwa, ale fantazyom szalonym, uwłaczającym jéj ulegać nie mogła. Dziwy tedy prawić zaczęto o tyranii starosty, który jak z innemi, tak z żoną, podczas się obchodził, jakby nie Potockim był, ale prostym chamem.
Chodziły o tém wieści po kraju, rozpowiadano, może i dorabiając, osobliwe przygody, a wszyscy się nad nieszczęśliwą starościną litowali. Doszły te plotki do Lwowa, gdzie je na pytel wzięto. Więc jéjmoście lwowskie nad losem biednéj kobiety płacząc, pomsty bożéj na okrutnika wzywały.
Była naówczas mieszczanina pewnego żona, niejakiego Janasza, jeśli dobrze pomnę, kobieta fertyczna, języka doskonałego, wyszczekana, śmiała, którą Gozdzki polubił, i, proszony czy nie proszony, do niéj jeździł, choć mąż się krzywił na to. Jemu to
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/463
Ta strona została uwierzytelniona.