było wszystko jedno, bo żeby słówko pisnął, wypłazowałby go niechybnie. Mieszczanin, spokojny człek, wreszcie te łaskę pańską znosił, acz kwaśno, tyle tylko czyniąc, że ile razy mu gościa tego licho wniosło, zawsze z respektem wielkim asystował, na krok od jéjmości nie odchodząc. Gozdzki go poić probował, bo głowę miał, jak wiadomo, co antał węgrzyna znieść mogła, ani zawróciwszy, ale Janasz téż ciągnął nie gorzéj. Więc się w końcu ściskali, i mieszczanin jeszcze wojewodzica do powozu sadzał, sam potém pod studnię idąc, aby pochmielu zbyć.
Raz u pani Janaszowéj będąc Gozdzki, pod dobry humor, gdy różne rzeczy opowiadała zabawiając go, posłyszał o starościnie kaniowskiéj, jaki los jéj zgotował pan Potocki. Że to było przy kieliszku, wziął do serca — choć jak żyw nigdy owéj pani w oczy nie widział. Janaszowa po kobiecemu dosypywała do powieści pieprzu i soli. Gozdzkiemu nie trzeba tego było, aby w ferwor wpadł.
— A to łotr! a to niegodziwiec! rozbójnik! — począł... — nie wart takiéj żony... kto poczciw, odebrać mu ją powinien.
— Jeśli kto, to pan wojewodzic jeden uczynić by to mógł — odezwała się Janaszowa — boć nikt inny nie podoła staroście... ani się z nim mierzyć może. Ale to i dla pana wojewodzica twardy orzech do zgryzienia, boć to żona... mąż i żona jedno ciało, ktoby między małżeństwo chciał się mieszać... albo ważył?.. I panbyś na to nie poradził...
Gozdzki wąsa pokręcił.
— Tak asińdźka myślisz? — zapytał.
— Nie inaczéj — rzekła Janaszowa.
— A co-byś asińdźka powiedziała, gdybym ja mu ją odebrał?
— To nie może być — odezwała się piękna mieszczka.
— Parol, że to uczynię — krzyknął Gozdzki.
— Nie chcę wojewodzica wyciągać na słowo, bo co niemożliwe, to trudno... Naprzód żoną jego jest, a powtóre, on starosta kaniowski, a o niego ocierać się, choćby tak rezolutnemu kawalerowi, za jakiego pan jesteś znany, niebezpiecznie.
Podbiła mu baba bębenka, jakby naumyślnie; Gozdzki się zaciął.
— Jéjmość mnie nie znasz — zawołał — ja gdy co postanowię, gdyby dyabeł na dyabła siadł, albo życie stracę, lub na swém postawię.
Pan Janasz, który konwersacyi przytomnym był, zmiarkowawszy, iż poczciwa jego żona bodaj naumyślnie wojewodzica ku staroście wysyłała, aby sama się od jego natrętności uwolniła — zwąchawszy pismo nosem — jął téż ze swéj strony przydawać, na jak
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/464
Ta strona została uwierzytelniona.