W mieście już się awantura była rozeszła i panny benedyktynki klasztor zamknęły tak, że gdy do nich znowu przybył wojewodzic, chcąc im panią powierzyć, za nic w świecie już się téj niebezpiecznéj opieki podjąć nie chciano. Jeździł z nią tak cały dzień od klasztoru do klasztoru, obiecując sowitą nagrodę, straż i opiekę, ale żaden mu się nie otworzył. Koniec końców trzeba było jéjmość w Jaryczowie umieścić, co ani dla niéj, ani dla Gozdzkiego nie mogło być miłém. Szło zatém, iż salwując honor, gdyby rozwód stanął, żenić się musiał, o czém nigdy nie myślał, bo był wietrznik i bałamut, i cale mu to nie szło na rękę. A choć piękna i dobra starościna podobać się mogła, wszelako nie była to żona dla wojewodzica i szczęścia sobie przynieść się nie spodziewali. Co jednak cale inaczéj się stało, jak zobaczymy, bo nigdy człowiek nie wié, gdzie znajdzie, co dla niego dobre, tak jak często szkodliwego nie dojrzy i właśnie się go napiera. Na tém nie koniec; uparł się wojewodzic, stał przy odzyskaniu żony starosta, aby na swojém postawić. W Jaryczowie dwór cale obronny nie był, chyba go męstwo i czujność osłaniały. W tydzień potém, starosta, ludzi zebrawszy niemałą bandę, nocą naszedł na dom. Zastał wszystko tak przysposobione, że na niego jeszcze wycieczkę zrobił Gozdzki i o mało we dwa ognie ich nie wzięto, tak, że napukawszy nadaremnie a strachu się najadłszy, odciągnąć musieli starościńscy.
Drugi raz w biały dzień, spodziewając się znaléść mniéj czujnych, wtargnęli ogrodami z tyłu na dwór, bo im snać szpiegi doniosły, że z téj strony miała apartament starościna i czasem do ogrodu wychodziła na przechadzkę. Ten drugi napad jeszcze gorzej wyszedł staroście, kozaków rannych i zabitych było z dziesięciu, a milicya Gozdzkiego tak ich ścigała spędziwszy, że konie im padały w ucieczce, a przerażone chłopstwo w rowy i krzaki się pozaszywało.
Nie było już co czynić. Posłał pan Kaniowski pismo do Gozdzkiego, które nocą mu w Jaryczowie do drzwi przybito, grożąc jeżeliby żony dobrowolnie nie oddał, że mu Jaryczów na cztery rogi podpali i w popiół obróci.
Nazajutrz w Zbarażu kazał Gozdzki kartę przylepić.
— Żony ci nie oddam, boś ty jéj nie wart, a ja groźbom ulegać nie zwykłem. Spalisz ty mi Jaryczów, który u mnie jeden jest, ja ci z dymem puszczę pięć twoich miasteczek dla pokwitowania.
Wojna tedy a wojna. W Jaryczowie formalną palisadę i rowy trzeba było dawać dokoła dworu, a na wałach posadzono dwa działka, więcéj dla postrachu, niż dla skutku, bo niebardzo z nie-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/469
Ta strona została uwierzytelniona.