zydencyę, gdzie ją już teraz chętliwie przyjęto; rozwód stanął wprędce i Gozdzki wziął z nią ślub.
Kobieta była dobra, łagodna, piękna — i gdyby się człek taki jak on ustatkować mógł, byłby się przy niéj ustatkował, ale to była natura gorąca, niespokojna i nigdy tém kontentować się nie mogąca, co jéj Bóg dał. Pożycie więc, choć na oko dobre, opłakaném było dla jéjmości, która o wszystkich niestatkach mężowskich zawiadamianą bywała i cierpliwie je ignorować musiała. Prawda, iż jéj Pan Bóg dał dwu mężów z rodu znakomitego, jakich się prosta szlachcianka, ekonomska córka, spodziewać nie mogła, lecz co po tém, gdy przy tytule i powadze szczęścia brakło.
Szanował ją wojewodzic i obchodził się grzecznie, a na stronie szalał i niepokojem ją karmił, bo i życie narażał co chwila i nieprzyjaciół mnożył. Nierychło się to nieco ustało i ukołysało. Wypadek zrządził, iż wojewodzicowa w jednéj kompanii będąc we Lwowie, zmuszona do tańca, nieszczęśliwie w nim na wznak upadła, a że była dosyć słuszną i w miarę ciała miała, całą wagą padłszy na krzyże, tak szwankowała, iż po kilku miesiącach słabości, mimo najbieglejszych lekarzy, zmarła, któréj Gozdzki rzeczywiście żałował, i opłakał ją, nie przestając do późnego wieku wspominać z utęsknieniem...
1875.