Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/487

Ta strona została uwierzytelniona.

jała fantazya i niespokojną krew burząc, pędziła na rozstajne drogi.
Gorący ludzie, przykuci do domów, stawali się kapryśnemi dziećmi. Dodajmy do tego rozpojenie przez Sasów i ową potrzebę zabawiania się nieustannego, która za nich weszła w obyczaj, podbudzanie się wzajemne w wielkiéj gromadzie, wśród któréj wszyscy gotowi byli iść na wyprzódki, aby się gorszymi nie okazać od innych.
Ze trzech starych, siedzących przy kominie, najciekawszym dla mnie był pan Seweryn Burba, którego pułkownikiem tytułowano, choć bardzo być może, iż już po-za służbą grzeczni i kochający go przyjaciele trochę go zaawansowali. Słyszałem dawniéj, że go i majorem i kapitanem zwano; zdaje się, że on sam wcale o te tytuły nie dbał.
Śliczny to niegdyś musiał być mężczyzna, bo nawet już przy siwych włosach i późnym wieku jeszcze w nim dawną tę męską piękność widać było; trzymał się po żołniersku, wyprostowany, a w obejściu się z ludźmi miał coś tak łagodnego, sympatycznego, dobrego, iż trudno go było nie pokochać. Z dawnéj młodéj twarzy zostały mu były jeszcze oczy niebieskie, patrzące serdecznie, usta uśmiechające się z wyrazem wielkiéj dobroci, wspaniałe czoło i policzki świeże, rumiane, mało nawet pomarszczone, choć miał lat przeszło pięćdziesiąt. Spojrzawszy na niego, można się już było wielkiéj siły domyślać, jakoż wistocie znano go, że siłaczem był, choć się z tém nigdy nie popisywał. Wszystko co żołnierz i szlachcic lubić, znać i umiéć powinien, pan Seweryn lubił, znał i umiał, jak nikt lepiéj. Koniarz był sławny, choć końmi nie frymarczył, jak drudzy, bo się do nich przywiązywał, strzelał doskonale, powoził wybornie, tylko do kieliszka, którego naówczas nadużywano, pociągu nie miał. Wypił czasem przed obiadem, coś i przy obiedzie, ale jak tylko zabierało się na pijatykę, uchodził. Gdy go zaskoczono, zaklęto, przymuszono, choć się marszczył, pił; naówczas jednak nie było żartów, wszystkich pogrzebł, sam wychodząc jak trzeźwy. Tylko zawsze to potém (opowiadał) odchorował. Przy kieliszku téż takim, gwałtem do gardła wlewanym, ani już humoru, ani zwykłéj swéj uprzejmości nie miał, dąsał się i ostro stawił.
Pana Seweryna widywaliśmy goszczącego u krewnych w sąsiedztwie, a wiedzieliśmy o nim tylko tyle, że człowiek był majętny, który dobra znaczne całe oddał dzieciom, sobie jeden dworek pod lasem, ogród, ordynaryę i pensyę zostawiwszy. Że okolica, w któréj mieszkał, dosyć była pusta, a pułkownik z ludźmi żyć lubił, więc częściéj pono u krewnych i przyjaciół, niż w domu