nic nie ciągnęło; nie mogłem téż zaś myśleć o ożenku, bo za naszych czasów kto gniazda własnego nie miał, nie ważył się w konkury, aby nań nie mówiono, że chciał siąść na żoninym fartuszku. Zaraz pierwszego dnia Moskorzewski, człek grzeczny a szczególniéj dla mnie, jako dla starego wojskowego, z respektem wielkim, gdy się coś zgadało, że dzierżawy szukam, wystąpił:
— My wam ją tu znajdziemy, jak pana Boga kocham.
Wziąłem to za puste słowo i tylko mu głową kiwnąłem. Drugiego dnia przy śniadaniu wziął mnie na bok.
— Wiesz pan co — rzekł — ja mam już dla waćpana na myśli dzierżawę. O kilka mil stąd mieszkają Boguszowie, rodzina zacna i majętna. Ci mają dobra rozrzucone, on sam takiego gospodarstwa dopilnować nie może, szczęściem dla niego będzie, gdy uczciwego człowieka znajdzie, z którym bezpiecznie miéć do czynienia.
— Ale jakże tak obcesowo wpaść? — rzekłem.
— Znajdziemy chwilę sposobną i kogoś, co tam w tym domu dobrze jest położony; pojedzie się od tak w odwiedziny, i może się tam coś złożyć. Ludzie wielce grzeczni, mili, a gościom radzi, bo i staruszka się rozerwie.
Chciałem spytać o szczegeły, ale Moskorzewskiego odciągnięto i na tém się skończyło, tylkom Boguszów zapamiętał. Tańcowaliśmy dnia tego do upadłego i nie rozeszli aż nad rankiem. Dano nam ze Zbąskim stancyjkę osobną do przespania się w oficynie; gdyśmy tam zaszli, a choć pomęczeni ale rozbawieni, rychło zasnąć nie mogli, o różnych rzeczach rozmawiając, powiadam Zbąskiemu:
— Jacy to Bogusze, co mi u nich Moskorzewski stręczy dzierżawę?
— Jacy Bogusze? — odezwał się Zbąski śmiejąc — otoś mi doskonały. Boguszów i Bohuszów z różnemi przydomkami w Litwie, w Koronie i na Rusi moc wielka. Familia znaczna, rozrodzona, są i majętni, są i ubożsi, nie wiem, o których ci mówił. Domyślam się jednak, że nie o innych tylko o tych, co w Zabłociu mieszkają i dlatego ich Boguszami–Zabłockimi nazywają.
— Cóż to za ludzie? spytałem.
— Najszanowniejsi w świecie — rzekł Zbąski. — Starościna, staruszeczka, anioł dobroci kobieta, mąż jéj, jeszcze od niéj starszy, żyją jak para siwych gołębi, syna jedynaka stracili — służył w wojsku.
Wnet mi na myśl przyszło, żem znał Bogusza w szwoleżerach i nie wiedzieliśmy tylko czy ten sam. Zbąski mi daléj opowiedział, że dwie córki zostało Boguszom, pani Sawicka i Baranowiczowa, które przy rodzicach albo obie lub z kolei przebywały, że miały już dzieci dorosłe i t. p. Gdyśmy się rozgadali dłużéj, dodał Zbąski, iż staruszka to najmłodsze swe dziecię, syna, który służył w woj-
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/490
Ta strona została uwierzytelniona.