powiedziała, inaczéjby się nazwać powinno. Myśmy wiele panu winni.
— Ja państwu także i, obliczywszy się, byłbym w długu — odezwałem się.
— O nie! — przerwała Lorcia — choć ja sobie jestem, jak mnie mama nazywa, dzieckiem, ale ja widzę wszystko i rozumiem. Powtarzam, myśmy panu wiele winni.
— Dług ten, gdyby nawet był, niezmiernie łatwy do zapłacenia — rzekłem — poczciwe słowo i dobre wspomnienie, a będzie kwita. Panna Lorcia jednak zmuszoną zostanie fałszywego wujaszka zapomniéć. Przyjedzie jakiś pan Matkowski, zakocha się, poprosi pięknie, zabierze i...
— Nie dam się wziąć — przerwała Lorcia — nie mam ochoty iść za mąż.
— Wszystkie panny tak mówią, dopóki jakiś Matkowski nie przyjedzie, który się podoba.
— Mnie się podobać trudno.
— Dlaczego? — spytałem.
— Wymagam wiele.
— Naprzykład?
Lorcia się trochę zamyśliła.
— Widzi pan — rzekła — choćby się we mnie kochał najśliczniejszy królewicz, jak w bajce, nie dałabym się wziąć na szalone przywiązanie bez próby, jak w bajce. Bajki są bardzo rozumne. Musiałby spełnić wprzódy czyn jakiś, któryby dowiódł charakteru, duszy, serca. Do nas przyjeżdżają kawalerowie wystrojeni, wyperfumowani, których znamy tylko z ich żargonu w salonie i z plotek, jakie o nich po sąsiedztwie chodzą. To za mało, jeśli się wiąże na całe życie.
Słuchałem z uwagą tych słów za poważnych dla młodéj panienki.
— Wszystko to śliczne, rozumne, ale to jest teorya — rzekłem śmiejąc się. — Gdy się młodzieniec podoba, natenczas próby niepotrzebne. Serce ma swe prawa, zaręczy za młodzieńca, porwie główkę i... kawaler od próby, dyspensę dostanie.
— A! nie! nie! — zawołała Lorcia, zmilczała chwilę i szepnęła żywo: — W jednym tylko razie gotowam go uwolnić od próby, jeśli wujaszek zaręczy i da mi go z swojéj ręki. Naówczas biorę z zawiązanemi oczyma.
— Ach! — zawołałem, chwytając jéj rączkę i całując — bądź pani pewną, że z mojéj ręki miéć go nie będziesz! nie wezmę na siebie odpowiedzialności.
Rozmowę przerwała nadbiegająca siostra; Lorcia mi spojrzała
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/511
Ta strona została uwierzytelniona.