— Pani moja — rzekłem — wejdź w położenie moje, nim mnie potępisz! Mnie to pewnie przykrzejszém było niż państwu, ale tak być musiało.
Ruszyła ramionami.
Prędzéj niż chciałem, jako drużba pana młodego, musiałem pójść pełnić moje obowiązki, lecz skorom się zdołał uwolnić, wróciłem do Lorci. Szczęściem dla mnie, po obiedzie, gdy się goście rozbawili, wrzawa stała się większa, każdy sobie znalazł swoich i zajął się nimi, mogłem i ja swobodnie się zbliżyć do panny.
— Czy pan już na zawsze się nas wyrzekłeś? — zapytała mnie.
— Jak się pani możesz o to pytać mnie? — odpowiedziałem — i czyż nie usprawiedliwiasz mnie, że inaczéj nie mogłem postąpić!
— Ależ przecie dlatego, że babunia pana tak bardzo kochała — odezwała się — to nie może być powodem, abyś nas pan nienawidził za to.
— To słowo okrutne! — odpowiedziałem.
Spojrzała na mnie z wyrazem nie gniewu, ale żalu.
— Po weselu jadę do Zabłocia — odezwałem się zbierając na odwagę — zdaje mi się, że już odpokutowałem za moje grzechy i wszystko zapomniane zostało. Nikt mnie teraz nie posądzi o nic więcéj, prócz że państwa szanuję i kocham.
Ruszyła ramionami.
— Nikt pana nie mógł o nic posądzać — dodała — a ja posądzałam tylko, żeśmy mu tak dokuczyli, że nas nie chcesz widziéć na oczy.
— I zwątpiłaś pani o mnie? — spytałem smutnie.
— Nie — odpowiedziała mi i podniosła oczy. — Nie zwątpiłam — rzekła — alem się gniewała.
— Mogę więc do Zabłocia przyjechać? — spytałem schylając się.
Uśmiechem tylko odpowiedziała.
Przy tańcach rozmówiliśmy się szczerzéj i otwarciéj. Tegoż wieczora przysunąłem się do matki; dostałem od niéj burę, bośmy z sobą nadto byli dobrze, by potrzebowała się ceremoniować. Widziała już i odgadła moję rozmowę z córką.
Tak wśród tego wesela i ja się oświadczyłem, a we trzy dni pojechaliśmy ze Zbąskim uroczyście po dawnemu pannę zaswatać.
Zostało mnie na całe życie miłe téj przygody wspomnienie, bo koniec końców ona o moim losie przyszłym rozstrzygnęła, jednakże gdy sobie wszystkie przejścia moje w téj dziwnéj roli na pamięć przywodzę, momenta ciężkie, które w niéj przebywałem,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/517
Ta strona została uwierzytelniona.