— Uczyć-by cię czytać — odezwałem się.
— A mnie się to do czego zdało! — rozśmiał się. Ale drapnął mi zaraz.
Jeżeli przyjdzie drugi raz, lepiéj się z nim rozgadam, bo to żal, zwala się.
20 maja. Mysz tedy jest, wróciła wczoraj. Co jéj było, trudno dociec. Przyszła szparko bardzo po swoję daninę i jadła jak zgłodzona. Kruszynki nie zostało. Zdaje mi się, że kawałeczek z sobą poniosła. Kto to może wiedziéć? może matka dzieciom? Jak tam to biedactwo podrośnie, ona je pewnie przyprowadzi.
Wróble na gwałt jeszcze gniazda ścielą, bo widzę, że gdzie było jakie piórko, słominka, puszek, wszystko chwytają i po dziurach zawłóczą. Jaskółki téż bardzo czynne. Wszystko to pracuje i po swojemu Pana Boga chwali. Nie wiem, dlaczego nietoperzów nie lubię. Jak tylko zmierzch, to te włóczęgi biorą się skądciś nie wiem, i głupio latają. Muszę okna zamykać, bo jeszcze-by mi który wpadł do izby, a mówią, że jak się to we włosy wkręci... Prawda, że u mnie ich mało, ale jeszcze gorzéj gdyby takiemu jegomości ubrdało się siąść na łysinie. Z tego może być choroba nawet. Do czego się to zdało na świecie te nietoperze! jednemu Panu Bogu wiadomo.
Miałem tedy znowu wizytę Czupurnego. Dziś już był u mnie jak w domu, a ze mną, jakbyśmy się znali od wieków. Jucha sprytna, łobuz prawdziwy, zabawiał mnie anegdotami brukowemi; że staruszkę powóz na Dziekanii przejechał, że się u Panny Maryi jakoby u dzwonu serce urwało, co ludzie różnie tłómaczą. Spytałem się go o Demka, bo mi go żal, choć napija się, mówi, że leży i stęka. Gospodarz-by téż powinien posłać i po doktora, bo się to tak biednemu człeku dać zdychać nie godzi.
Gdyby Czupurny chciał się uczyć czytać? Nie mam tak dalece co robić, chętnie-bym mu się o elementarz postarał i pokazał, ale gdy mu wspomnę o tém, drapie ze strachu.
21 maja. No i Demkowi się zmarło. Zdawał się człek pilny, tylko że się zakrapiał. Chwycił gdzieś febry wiosennéj, nic łatwiejszego, wódka go rozgrzała i nie czuł. Powiadał mi gospodarz, że gdy przyszło do rewizyi łachmanów i siennika, jak zaczęli chodzić po węzełkach, złotych ze trzysta się znalazło samemi dziesiątkami i berlinkami. Nie do wiary. Jakaś baba teraz się przyznaje, że była jego żoną, i rości prawo do sukcesyi, a gdy żył, nigdy jéj tu widać nie było. Dopiéro mi rozpaczać zaczęła, gdy już leżał martwy i trzysta złotych się znalazło.
Mysz znowu regularnie przychodzi. Co jéj było? Podobno nie odgadnę.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/525
Ta strona została uwierzytelniona.