— Z łaski Bożéj nie źle, jak staremu... nie skarżę się.
Począł się uśmiechać.
— Waćpan, panie poruczniku, zawsze więcéj żyłeś dla ludzi, niż dla siebie, i teraz pewnie trzymasz się téj wyśmienitéj metody. Jakże tam protegowani jego?
Śmiał się.
— Za mały jestem, abym mógł kogo protegować — rzekłem.
— Przecież wspomniałeś mi pan o jakimś chłopcu, sierotce...
Nastawiłem uszu. Oho! myślę, sumienie go ruszyło. Chwyciłem się tego i począłem, śmiejąc się, o Czupurnym mu opowiadać. Słuchał niby obojętnie, lecz pewien jestem, że w nim téż serce zakołatało.
— Przyznam się — rzekł — że mnie ta historyjka zainteresowała, porucznik miał dar opowiadania. No, i matka tego chłopca była na dworze starościnéj, może pozwolisz, abym i ja w twym dobrym uczynku miał udział jaki. Czasy ciężkie — jednakże...
Sięgnął do pugilaresu, milczałem. Spojrzał mi pytająco w oczy.
— Jeżeli pan senator chce coś uczynić dla sieroty, nie godzi mi się odrzucać — rzekłem.
Drżącą ręką zaczął przewracać w pugilaresie.
— Czasy ciężkie — powtórzył, wetknął mi w rękę papierek, ukłonił się i odszedł prędko, nim mu podziękować mogłem.
Dopiéro po odejściu jego rozwinąłem asygnatę — dwudziestopięciorublową. Fraszka to była, ale zawsze lepiéj niż nic i świadczy o poruszeniu serca. Teraz na mnie spada kłopot, jak to użyć, aby poszło na korzyść chłopcu, nie na swawolę. Zakłopotałem się mocno, muszę się poradzić z moim poczciwym gospodarzem.
7 sierpnia. Bieda z temi 25 rublami, istna bieda! Jako kapitał na procencie przyniesie bzdurstwo, do utrzymania w szkołach chłopca za mało, do oporządzenia za wiele. Co z niemi zrobić? Gospodarz radzi, abym u niego wziął sukna, które on ma dać bardzo tanio i od stóp do głów chłopca obszyć kazał. A co mu po tém? Wolałbym go za te pieniądze dać gdzie do nauczyciela, ale na długoż to stanie?
Nie chciałbym miéć nic na sumieniu; pytam wszystkich, radzę się, każdy co innego mówi, i dwóch się nie zgodziło na jedno. Muszę samego łobuza odszukać i spenetrować go — czego-by téż on sobie życzył. Nie inaczéj.
Bury kot znowu po dachach łazi, że téż go licho nie wzięło! Ale co złego, to nie ginie.
8 sierpnia. Udało mi się przydybać Czupurnego, ale już w stanie odmiennym cale, bez gazet, bez teczki, mina kiepska
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/539
Ta strona została uwierzytelniona.