17 listopada. Mój Czupurny, Pan Bóg łaskaw, na człowieka wyjdzie, słowo daję, mnie to tak cieszy, jakbym sam doznał nad sobą opieki. Od czasu, jak mi się go udało umieścić w magazynie u Zelta, do posyłek, pod dozorem, zaszła w nim zmiana szczęśliwa. Chłopak, wzięty w ryzę, otarł się, otargał, sam mówi, że mu dobrze, wygląda jak jabłko, a w sklepie mi powiadają, że okrom tego, iż nadto żwawy, nic mu do zarzucenia nie mają. Spotkałem go wczoraj w ulicy z dwoma pudełkami pod pachą, poświstującego piosenkę. Gdy mnie zobaczył, sam, poczciwe chłopczysko, przybiegł do mnie i w rękę mnie pocałował.
— No, jakże tam? — zapytałem.
— A dobrze! chwalić Pana Boga! Ale — spojrzał mi w oczy — coś jegomość mizerny!
— Ja? co ci jest?..
— Czy to prawda, że pan wszystko stracił? — zapytał.
— Jakto wszystko? — odpowiedziałem, uśmiechając się — widzisz przecie, że ani humoru, ani spokoju sumienia, ani ufności w Bogu nie straciłem, a reszta — fraszki.
Jakoś się tak do mnie uczepił Czupurny, jakby on teraz chciał mnie pomódz! Ale! zapewne! Śmiech bierze, musiałem co prędzej odejść. Takżebym nie miał sumienia, ja stary młodemu odbierać, który na świecie potrzebniejszy jest, niż ja. A po mnie co światu? Do grobu się i tak dowlokę.
18 listopada. Niéma jak bieda, żeby ludzi doświadczyć, a co pociech z jéj łaski! Najprzód o poczciwości serca tego mojego kochanego Czupurnego się przekonałem; powtóre, cóż to za zacna kobieta, ta moja stara karmicielka! Gderliwa, kwaśna, ale serce złote. I gdyby nie interes Czupurnego, nie byłbym jéj poznał i nie miałbym z niéj opiekunki, nie wiedziałbym, że pod tak niepozorną łupiną, tak piękna dusza i serce kryć się mogą!
Nieszczęście téż na coś przydać się może, ledwie że nie dziękuję ręce, co mnie niém dotknęła, tyle spotykam na tém ludzkiém śmiecisku dyamentów.
A! ta moja Izydorowa! Ktoby na nią spojrzał, albo posłuchał, gdy, wziąwszy się w boki, wymyśla, stojąc w straganie, mógłby ją za niegodziwą babę miéć; tymczasem to złota kobieta!
Jużbym téż był najniewdzięczniejszym z ludzi, gdybym za tak tani grosz, będąc u niéj w komorném i doznając tyle z jéj strony miłosierdzia, nie starał się około domu być użytecznym. Robię więc, co mogę, i to mi na zdrowie doskonale służy. Parę razy
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/543
Ta strona została uwierzytelniona.