deszew — strzępki, skóra spękała się w kawałki. Idzie do tego sławnego artysty ze skargą, a ten mu odpowiada, w boki się biorąc:
— Cóż to dziwnego? Waćpan chodzisz piechotą, ja tylko dla tych buty robię, co karetami jeżdżą, i po roku u nich całe.
Ale mój Odrzyński inny człek, wchodzi w położenie, rozumie, czego mi potrzeba.
Z koszul się naśmiałem, przedsięwziąwszy rewizyę ich, trzy jest wcale całych i dobrych, dwie mocno nadwerężone, ale niezdesperowane, jedna na onuczki chyba. Czytałem gdzieś, że ludzie dawniéj koszul wcale nie nosili. Jestto, prawdę powiedziawszy, zbytek, ale że się do niego nawykło, znałogowało, trzeba słabości uledz. Liczba niedobitków moich bardzo dostateczna. Bywało w wojsku miewaliśmy dwie całéj parady, jednę w mantelzaku, drugą na sobie. Jedna się przepierała, druga wkładała, a wyśmienicie się żyło z niemi. Och! och! jakoś to będzie, przy pomocy bożéj, jakoś to będzie!
1 grudnia. Tchnąć nie było czasu, a témbardziéj pisać. Dnia 28 listopada zasłabła nagle Izydorowa poczciwa, zaziębiła się siedząc w straganie, bo czas był szkaradny, chłód przejmujący, a nigdy się porządnie ciepło odziać nie chciała. Wieczorem położyła się w łóżko z gorączką, a nad rankiem wzmogła się ona tak, że utraciła przytomność. Pobiegłem po doktora zaraz i siedziéć przy niéj musiałem na przemiany ze sługą sierotką, i o wszystkiém pamiętać. Dosia, głupia dziewczyna, głowę całkiem straciła, lamentując i ręce łamiąc. Kilka dni nie wiem, czym jadł, a co o śnie, mowy być nie mogło. Biednéj, staréj, poczciwéj gospodyni, ot tak, prawie się nagle zmarło, tylko, że trochę odzyskała przytomności, gdy jéj księdza sprowadziłem.
Zdawała się być nie źle w swoich interesach, a po śmierci okazało się, że nie zostawiła nic oprócz długów i trochę rupieci. Familia nie chciała nic wiedziéć o pogrzebie, ani o trumnie, ani o niczém; spadł na mnie obowiązek, od którego się nie myślałem uchylać i zapłaciłem za wszystko. Trochę sprzętów zabrano za długi, a co gorzéj, że mnie z alkierza wyrugowano, choć zgóry za niego zapłaciłem. Nieboraczka, świeć panie nad jéj poczciwą duszą, wcale temu nie winna, niech jéj Bóg da spoczynek po pracy ciężkiéj! Biedna, zacna, prostoduszna istota!
Odprowadziłem ją do grobu i rzuciłem garść ziemi na ubogą trumnę. Nazajutrz potrzeba sobie było kąta szukać, a co na zawołanie i w téj porze nie łatwo. Trafił mi się w ulicy ten mój poczciwy Czupurny i jak zaczął biegać, znalazł izdebkę na tyłach,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/547
Ta strona została uwierzytelniona.