dzała. — Strata to niepowetowana, aleć Bóg opatrzny dał nam godnego z lędźwi jego następcę. Ten podejmie i dokona, co tamten rozpoczął. Nie trapmy się zbytnio. Czas było znużonemu spocząć i pójść po zasłużoną nagrodę. Któryż z królów tak długo i skutecznie dla téj korony pracował? Starzy tylko pomną początki, my z ich ust o nich wiemy... Z niczego on stworzył koronę tę na kawałki rozbitą, a pomyślcie, z jakimi o nią walczył mocarzami! Z liczbą, z przewagą, ze złotem, ze złością, ze sprzymierzonemi, sam, nie mając nic nad łaskę pańską! Cuda przezeń czynił Bóg!
— Tak! — potwierdził głowę skłaniając Jaśko z Melsztyna — a tém trudniejsze zostawił dziecku dzieło na wpół dokonane, gdy pamięć trwa, ile uczynił, i nadzieja z nią, ile dopełnić syn musi. Ani się dziwować, iż królewicz po ojcu tak boleje i pod brzemieniem się ugina. Wielkie ono.
— Każdy dzień ludzki ma troskę swą — odrzekł Suchywilk — lecz na ciężkie godziny z pomocą Opatrzność śpieszy.
Spoglądali po sobie smutni.
— My wszyscy téż tak winniśmy młodemu służyć, jak-eśmy starego miłowali.
Głosy się podniosły potwierdzające. Kochan Rawa obojętnie na nich spoglądał.
— Mnie pana mojego żal — rzekł popędliwie — srogi żal! Skończyły się dla nas dni swobody i wesela. Z kolei zaprzężecie go do tego pługa, z którego jarzma ani się na godzinę wyzwolić! Tak! teraz ani dnia, ani nocy, ani wytchnienia miéć nie będzie... We snach nawet troska zajrzy w oczy. Biedny pan mój! Korona śliczna, ale nie samę skroń, ciśnie ona całego człowieka, a zrzucić jéj ani na chwilę nie można. Wojna? — musi być żołnierzem; pokój? — gospodarzem mu być trzeba; nocą — stróżem... Hej! hej! dola nasza! Królem się będzie zwał, a w rzeczy niewolnikiem zostanie!..
Jaśko z Melsztyna potwierdzał, głowę pochylając.
— Tak jest — rzekł — ale królestwo — kapłaństwo, królestwo — ojcowstwo! Przez króle mówi Bóg, i żeby się stać godnym tego, wielkim a czystym trzeba być.
Kochan Rawa wąsa pokręcił i skrzywił się.
— No — dodał — i człowieczeństwa się wyrzec. Mnie mojego pana żal!
Spojrzeli na niego drudzy, nie odpowiadając.
Kochan posunął się zwolna ku drzwiom, które wiodły do izb królewicza, inni pozostali w przedsieni.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/563
Ta strona została uwierzytelniona.