z powodu wątpliwości o wódkę znajdującą się w beczce. Posądzano go o dolewanie pokryjomu sprowadzanéj.
Jasiek więc musiał biedz do karczmy, a karczma znajdowała się o dobry kawał od dworu. Przyszedłszy tu, ekonoma nie zastał, tylko co się oddalił, lecz gdzie był, nie wiedziano.
Tymczasem podkomorzy klął, a że upływały kwadranse, wpadł na pomysł gienialny pisania raptularza ołówkiem.
Egzystencya ołówka w domu, mityczna trochę, nie dawała się dowieść.
Dorota przysięgała, że raz tylko maleńki kawałek jego widziała, którym, śliniąc go mocno, deseń na perkalu panna Petronela rysowała. Nie wiadomo jednak było, czy ołówek ten jéj był własnością, czy skarbową.
Jakób mówił odważnie, że ołówka nie znał żadnego, bo nikt go tu nie potrzebował.
Podkomorzy przypominał sobie, iż coś walającego się w szufladce, podobnego do ołówka, na swe oczy widział.
Strzęsiono wszelkie możliwe kryjówki, w których ołówek miałby prawo spoczywać — nie znaleziono nic.
Tymczasem co się działo z ową kaczką już na rożnie będącą, strach pomyśléć.
Jasiek wrócił w dobre pół godziny, ze trzema piórami, używanemi, zamazanemi, z których jedno zalecał ekonom szczególniéj, jako piszące dobrze, lecz zawczasu zastrzegał się, że on sam nigdy piór temperować nie umiał, scyzoryka po temu nie miał i zwykle pióro dostawał od krewnego swego dominikana w Brześciu.
Przeciwko świecy wzięte pióro owo polecone, jako dobrze piszące, zdawało się miéć wszelkie warunki wymagalne. Ani zbyt spisane, ani zbyt świeże, z nosem trochę przytartym, rozłupane miernie, wyglądało sobie na przyzwoite pióro ekonomskie.
Podkomorzy umoczył je, otrząsnął, przyłożył do papieru — pisało! Odetchnął.
Cienkich rysów nie można było nim nakreślić, ale zgruba, równo mazało znośnie.
Natychmiast Wereszczaka wystylizował: Jaśnie Wielmożny Podskarbi dobrodzieju, mnie wielce miłościwy panie a bracie!
Lecz, tu był sęk. Fleminga niektórzy zwali — grafem, inni ze względu, iż w Polsce równość szlachecka tytułom się przeciwiła, tego sasko-niemieckiego atrybutu odmawiali mu.
Nie ulegało wątpliwości, iż — Graf musiał Flemingowi smakować, z drugiéj strony było to — przylizywauie się magnatowi, o które nie chciał być posądzonym Wereszczaka.
Położył pióro — i — uderzył w palce.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/573
Ta strona została uwierzytelniona.