Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/607

Ta strona została uwierzytelniona.

jego widziały już te kreacye przyszłe, ale usta opowiedziéć ich nie umiały.
Potrzebował czasu, aby wszystko to w nim osiadło, ułożyło się i przybrało formy więcéj oznaczone, ale umysł był ogromnie zajęty.
Przyznał mi się, że po całych nocach śnił o tych przyszłych obrazach swoich, że je czasem w marzeniach widział już wykończonemi, a przebudziwszy się, nie mógł sobie jasno i wyraziście przypomniéć.
Po pierwszéj szklance grogu nastąpiła druga, kaszlał coraz mocniéj i w końcu z sali ustąpić musiał.
Ciekawy nowéj pracowni i biednego Dowmunda, którego stan zdrowia mnie niepokoił, poszedłem w kilka dni na małą uliczkę zastukać do tego domu, w którym się mieścił.
Służąca wskazała w dziedzińcu, świeżo, naprędce skleconą pracownię.
Była to wielka izba naga, z oknem olbrzymiém ku północy — wistocie doskonała dla malarza, ale czuć w niéj było jeszcze mocno wilgoć, wapno, farbę, pokost i powietrze było nieznośne.
Dowmund się właśnie przenosił z malarskiemi przyrządami, gdyż mieszkanie zatrzymywał na górze. Dwa ogromne płótna od Gellera, stały już na nowiuteńkich sztalugach, ale dotąd niedotknięte węglem. Na stoliczku przygotowane były farby i pędzle pokupowane. Dowmund krzątał się, ustawiał, i w chwili, gdym wszedł, próbował giętkości manekina, który był kupił, i niezmiernie się nim cieszył.
Przywitał się ze mną wesoło, lecz spostrzegłem, jak wprzódy, że żywsze poruszenie, ożywiona rozmowa, natychmiast kaszel obudzały.
— Czemu pan się nie radzisz na ten kaszel? — zapytałem.
— A! to samo przejdzie — rzekł — nawet się już zmniejszył. Cudowne światło!! Moje dwa ogromne płótna stoją tak wygodnie, tak przestronno, że to rozkosz prawdziwa.
— No, ale cóż malujesz?
— Właśnie się z tém biję — zawołał. — Sam nie wiem, od czego począć. Zdaje się, że ulegnę pokusie i będę rusałki malował.
Uśmiechnął się zagadkowo.
— Bądź co bądź — dodał — charakter w obrazie wiele znaczy, ale główne zadanie sztuki — odtworzyć piękność, wydzielić ją z tych ułomności, jakie wszelki objaw cielesny piętnują, uczynić nieśmiertelną... Stworzę cały wieniec rusałek tak pięknych... tak pięknych...
Mówił jeszcze, gdy, zapewne o gościu nie wiedząc, w progu