skarżył mi się na osłabienie, które przypisywał katarowi, radziłem się położyć, spocząć i z naciskiem dodałem radę, aby chłodzącego coś użył, a strzegł się wszelkich napojów rozgrzewających.
Posłyszawszy to, zmieszany mocno, począł bardzo żywo tłómaczyć się, że zachowywał jaknajściślejszą dyetę.
Nie pozwalając mu się odprowadzać, wyszedłem smutny, i miałem już pominąć dom, gdy stara pani Szmitowa, która mnie tu widywała, zatrzymała ukłonem w progu.
— A! — odezwała się po cichu i nieśmiało. — Gdybyś pan był łaskaw na chwileczkę wstąpić do mnie.
To mówiąc wprowadziła mnie do „gute Stube“ z małomieszczańską, ubogą elegancyą urządzonéj. Brak smaku i ubóstwo, które wielka czystość znośném czyniła, charakteryzowały salonik.
Nie brakło w nim ani na komódce saskiéj porcelany i podarków z dawnych lat, ani lichtarzy ze świecami w koronkowych z papieru kołnierzykach, ani haftowanych a okrytych kapkami stołeczków, ani familijnych fotografij i portrecików na ścianach.
Zaledwieśmy próg przeszli, obróciła się ku mnie z twarzą stroskaną, ręce składając obie jak do modlitwy.
— Mój dobry panie... Jesteś ziomkiem pana von Dowmund... Zmiłuj się, widujesz go dosyć często... powiedz, jestem przestraszona... Zdaje mi się chory, i coraz gorzéj, więcéj osłabiony... Oświadczył się o moję Gretchen... mówiono, że wziął spadek znaczny, że mógł być bogatym. Myśmy biedni, ja i Gretchen zgodziliśmy się na zaręczyny. Co teraz począć! Doktór F., nasz przyjaciel, który go widział, mówił mi poufnie, iż życiu jego zagraża niebezpieczeństwo. Biedna Gretchen!
I ocierając łzy szepnęła cicho pani Szmitowa:
— Żebyś pan przynajmniéj mu przypomniał obowiązki, powinien narzeczonéj zapisać, co ma... Ta biedna Gretchen... Ona takie około niego ma staranie... Sześć koszul uszyła na maszynie... i wszystkę bieliznę dla niego prasuje...
Nie wiedziałem wistocie co odpowiedziéć, lecz zdało mi się, że obawy dodawać nie powinienem... i starałem się uspokoić staruszkę.
— My bo, proszę pana — odparła po chwili — do niczego szczęścia nie mamy. Ot i z tym Polakiem. Gdyby żył, Gretchen byłaby może szczęśliwą, ja spokojną. Tak się stało ze mną, nieboszczyk nie dosłużył emerytury całéj, a niewiele mu do niéj brakło.
Nie śmiałem ostrzedz wdowy, aby Dowmundowi nic pić nie
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/611
Ta strona została uwierzytelniona.