W tych marzeniach, sam nie wiem jak zasnąłem.
W nocy przez sen słyszałem parę razy naszczekiwanie psa, ale dopiéro słońce poranne ze snu twardego mnie przebudziło.
Kobieta otyła, czerwona, z głową, ogromną chustą, jak dziś pamiętam żółto-czerwoną, zawiązaną, z policzkami świecącemi, stała nade mną.
Była to żona zakrystyana Fabisza, Marcicha.
Widywałem ją dawniéj zdaleka.
Nic nie mówiąc, z palcem tłustym przyłożonym do ust, stała długo nieruchoma nade mną, jakby chciała zagadkę jakąś odgadnąć.
Parę razy jéj w oczy spujrzałem — pies siedzący przy mnie poszedł ją obwąchać dokoła, powrócił, ziewnął i siadł obok mnie...
Zakrystyanicha odchrząknęła.
— Chodź ze mną! — rzekła krótko, jakby miała prawo rozkazywania.
Zdawało mi się teraz, gdy ojca nie stało, że każdy kto chciał, mógł mi rozkazywać; wstałem natychmiast i powlókłem się za nią.
Pies, ostrożniejszy, odprowadził mnie do wrót i tu pozostał na starych swych śmieciach.
Moja przewodniczka potoczyła się zwolna ulicą i weszła do zagrody stryja Joachima.
Zmiarkowawszy, że mnie może do niego prowadzić, od któregom brał nieraz cięgi i boksy, bylem miedzę przestąpił, znając jego nienawiść ku ojcu, zatrzymałem się u wrót. Marcicha obejrzała się razy parę i stanęła w podwórku, u drzwi, wołając stryja Joachima.
Wyszedł powoli z krótką fajeczką, któréj nigdy z ust nie wypuszczał.
— Cóż, wy o synowcu waszym, Maćku nie myślicie? Chłopca znalazłam pod szopką... Chata zaparta, żywéj duszy, toć z głodu zdechnie.
Stryj zwolna odjął fajkę od ust, splunął daleko, ze świstem jakimś rzucając ślinę, i rzekł sucho:
— A to niech sobie zdycha.
— I myślicie, że Pan Bóg się nie upomni za sierotą? — poczęła Marcicha — toć to wasza krew!
Joachim patrzył w inną stronę i pykał...
Zaczął coś potém jakby nucić pod nosem...
— Któż się nim opiekować będzie? — spytała litościwa kobieta.
— A mnie co do tego? Za życia my się z bratem nie znali, po śmierci ja o dziecku wiedziéć nie chcę. Chatę już zapieczętowano... Sprzedadzą ją i nie starczy na długi. Ja mam moje dzieci...
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/623
Ta strona została uwierzytelniona.