Wszedłem do szkoły z dobréj woli, i z najmocniejszém postanowieniem teraz już nie na zakrystyana się sposobić, ale na księdza...
Rozumiałem to, że wszystko zależało od nauki... Słyszałem po raz pierwszy tę sentencyę z ust Fabisza i ona w umyśle moim utkwiła na wieki, że im kto więcéj umié, tém wyżéj stanąć może.
Poprzysiągłem więc sobie, iż uczyć się i uczyć będę aż do... wyczerpania téj studni nauk, a byłem tak, z pozwoleniem, głupi, żem sobie wyobrażał naukę, jako rzecz ograniczoną, zamkniętą. Chciałem naturalnie, wedle systemu Fabisza, doścignąć jaknajwyżéj...
Poprzysiągłem sobie przed ołtarzem, iż wszystko poświęcę dla nauki...
Żelazna wola i upór dziecka zrodziły się z tego postanowienia. Roiłem, że nauką dojdę do najwyższych szczeblów, i że dosyć ją będzie posiąść, aby się dopomniéć o to, co jéj należało.
Z głową do góry i ogromną pewnością siebie, kroczyłem daléj. Nie szło mi jednak, jak po maśle.
Nie upłynął rok, gdy w odsyłaniu ordynaryi i wypłacie tego, co na utrzymanie moje było nieodzownie potrzebném, zaszły trudności... ani ordynaryi, ani pieniędzy nie było. Przez kogoś trzeciego proboszcz mi dał znać, iż potrzebował widziéć się ze mną.
Z Białéj do Tucznéj drogi kawał. Na piechotę trudno się było samemu ważyć, a okazyi do miejsca nie mogłem znaléźć. Tymczasem gospodyni nieopłacona patrzyła krzywém okiem i wyrzucała mi to, że karmiła na kredyt. Zniecierpliwiony musiałem szukać sposobu dostania się na miejsce, przysiadając z żydkami, którzy od wsi do wsi mnie przewozili za małą opłatą. Nierychło dostałem się do naszéj osady i zaraz po drodze wysiadłem u wrót plebanii. Poszedłem naprzód do Fabiszów, którzy mnie poznawszy, niezmiernie byli radzi, lecz z pierwszych ich głosów dowiedziałem się, że około mojego dziedzictwa było krucho i że coś zaszło dla mnie bardzo niepomyślnego.
Pobiegłem na plebanię.
Ksiądz zobaczywszy mnie, brewiarz złożył, z którego się modlił.
Pytał naprzód, jak-em się tu dostał? potém zawahał się trochę, nim przystąpił do tego, co mi miał zwiastować.
— Żal mi cię, Maćku — rzekł — ale cośmy się cieszyli, żeś po nieboszczyku Joachimie miał dziedziczyć i ja-m się spodziewał z ciebie tu miéć człowieka, coby drugich pokrzywionych prostował, a podobno... wszystkie te nadzieje pójdą marnie. Zjawił się jakiś zapomniany trzeci brat ojca twego i Joachima, poszło na prawo wszystko i, jak mnie się widzi, tobie się z tego nic nie dostanie! Już teraz —
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/629
Ta strona została uwierzytelniona.