rozdając jéj herbowne znaki nasze, ja wilcze zęby i skrzydła krwawe, Zamojski włócznie swoje krwawe. Na każdéj z tych tarcz nowych, stało niewidzialnemi wypisane głoskami: Disce — faciam te Mości panie!
W całéj téj lesistéj, w borach i puszczach zamkniętéj ziemi, w której spoczywał Bekiesz, nie było wyższéj szkoły, światło się leniwie przedzierało. Ludzi, coby je przynieśli — brakło. Jeden zakon naówczas miał siły młode i zapał do walki i zdobyczy, do pracy i męczeństwa. Zawołałem go na pustkowie, aby budowali i karczowali. Uczyniono mi z tego zbrodnię... choć sumienia nie ucisnąłem nikomu, niczyjéj nie tknąłem wiary.
Rosło mi czasem serce, boć nie wszystka praca szła marnie. Jak na wiosnę odzywały się głosy śpiewaków...
Zamojski nauczył mnie imion Reja, Kochanowskiego, Sępa. Za niemi szli, któremi naród się miał chlubić — dziejopisowie, mówcy, uczeni, pobożni — mojemi wychowańcami posługiwały się panowania następców. Ja im wykołysałem Skargę, ja dałem Kromera, Sarnickiego, Solikowskiego.. cały zastęp ludzi, co zasłynąć mieli i chórem za mną powtarzali: Disce...
Głos słabnął i twarz blada cienia królewskiego mieniła się jakby męczarnią wewnętrzną... Wzrokiem ścigał snadź lata, co po mogile jego przepłynęły... w których ucichło: Disce, a rozległo się: Nie pozwalam!... Myśl stąpała po ruinach... usta milczały...
Niknął mi z oczu... a z nim cały ów szereg jakby drogą mleczną rozpostarł się na tle nocy i w łonie jéj utonął.
San Remo, d. 12 listopada 1886 r. w nocy.