Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/657

Ta strona została uwierzytelniona.
58.  Psiarek.
(opowiadanie).


Wzięto go do dworu przez miłosierdzie.
Matki nie miał dawno, ojciec się puścił na żebry i jemu się kazał prowadzić, bo chociaż nie oślepł zupełnie, ale mało co widział, a robić nic już nie zdążał.
Chodził więc boso, głodny, od wsi do wsi, od chaty do chaty, żyjąc suchym chleba kawałkiem i wodą.
Sypiali latem pod płotem, zimą po szopach, rzadko w ciepłéj izbie.
Psom się musiał opędzać, a ojciec znędzniały, zbolały, nie oszczędzał dziecka.
Jednego dnia zaniemógł idąc na gościńcu, położył się w rowie, przykrył siermięgą, otulił jak do snu, stęknął razy parę i nie wstał więcéj.
Chłopak siedział przy nim, budził go nazajutrz próżno, płakał, aż urzędnik nadjechał. Starego pochowano a jego wzięto, aby odstawić do miejsca urodzenia.
Wodzili go długo, nim się tam dostał, i rzucono sierotę na łaskę gromady. Krewnych, takich, co by się do niego przyznali, nie było. Doniesiono do dworu; nie wiadomo, kto się tam zlitował — kazano wziąć go na folwark.
Posługiwali się nim wszyscy, bo nawet psom pańskim on osypkę dawać musiał: stróż, stróżka, a cóż dopiéro ekonom, ekonomowa, oficyaliści...
Byle przysiadł, ktoś już wołał i kazał mu gdzieś iść, lub coś robić.
Dobrego słowa dać nikt nigdy nie myślał, a strawę i odzież dostawał jakimś zawsze przypadkiem; co drudzy nie pojedli lub nie donosili — ochłapki i łachmany.
O duszyczkę, w tém biedném ciele zamkniętą niewolnicę, któżby się troszczył? Że Iwaś mówić umiał, zawdzięczał to poczciwéj